Również prognozy dla gospodarki japońskiej nie są złe. Międzynarodowy Fundusz Walutowy spodziewa się, że zarówno w tym, jak i w przyszłym roku PKB Japonii wzrośnie po 1,7 proc., czyli tyle samo co w 2021 r. Bank Japonii spodziewa się natomiast zwyżki o 2,4 proc. w 2022 r. i o 2 proc. w 2023 r. Prognozy analityków z prywatnych instytucji finansowych zebrane przez agencję Bloomberga wahają się na ten rok od wzrostu o 0,6 proc. (Credit Suisse) do zwyżki o 2,4 proc. (UniCredit), a na przyszły rok od wzrostu o 0,5 proc. (Berenberg Bank) do zwyżki o 2,3 proc. (Erste Group). Nie odbiega to zbytnio od tempa wzrostu wypracowywanego przez Japonię w latach przed pandemią. Przyspieszenie go jest ekstremalnie trudnym wyzwaniem. Nie poradził sobie z tym premier Shinzo Abe (rządzący w latach 2012–2020), nie poradzili sobie też jego następcy. Wszystko rozbija się bowiem o niekorzystne tendencje demograficzne i niechęć Japończyków do wydawania pieniędzy.

W latach 80. Lech Wałęsa obiecywał, że zrobi z Polski „drugą Japonię”. Osiągnięcie tego celu nie wydaje się już być odległe – przynajmniej pod względem PKB na głowę. W 1990 r. wskaźnik ten wynosił dla Polski (licząc według parytetu siły nabywczej) 6,7 tys. USD, a dla Japonii 20,3 tys. USD. W 2000 r. sięgał on już odpowiednio: 11,8 tys. USD i 27,4 tys. USD, w 2010 r. 21,4 tys. USD i 35,5 tys. USD. Obecnie, według MFW, Polska ma PKB na głowę wynoszące 41,7 tys. USD, a Japonia 48,1 tys. USD. Różnica jest mniejsza niż pomiędzy Polską a Włochami. To skutek zarówno szybkiego rozwoju naszego kraju, jak i tego, że Japonia doświadczyła dwóch „straconych dekad”, podczas których jej wzrost gospodarczy był stosunkowo niewielki, a co jakiś czas dawała o sobie znać deflacja.

Chęć wyciągnięcia kraju z owych „straconych dekad” jest jednym z głównych powodów, dla których Bank Japonii tak mocno trzyma się ultraluźnej polityki pieniężnej. Polityka monetarna nie może jednak powstrzymać procesu starzenia się kraju. HK