W Stanach Zjednoczonych ich odpowiednik wykazał wzrost po raz pierwszy od ponad półtora roku.
Wskaźnik aktywności przemysłu przetwórczego – ISM (Institute for Suply Management) skoczył do 52,9 pkt, choć analitycy prognozowali 50,5 pkt. Dla strefy euro PMI ciągle był poniżej granicy (48,2 pkt), ale nadal rósł i był najwyższy od czternastu miesięcy. Tymczasem brytyjski indeks PMI obliczany przez Chartered Institute for Purchasing and Supply oraz Markit Economics niespodzie-wanie spadł do 49,7 pkt, z 50,2 pkt w lipcu.
Spadek był więc niewielki, a wartość indeksu wciąż bardzo blisko poziomu 50, który oddziela wzrost od spadku badanej branży. Niestety to najwyraźniej wystarczyło, aby przekonać inwestorów, że perspektywy dla europejskiej gospodarki wcale nie są najlepsze. Po wcześniejszych zwyżkach, wczoraj zaczęła się realizacja zysków. Główny indeks londyńskiej giełdy FTSE spadł na zamknięciu o 1,82 proc., frankfurcki DAX o 2,51 proc., a francuski CAC 40 o 1,9 proc. Spadały również kursy akcji na giełdach u naszych sąsiadów, np. budapesztański BUX o 1 proc.
Wprawdzie znaczenie brytyjskiego, a nawet europejskiego przemysłu nie jest już jednak takie jak kiedyś zarówno dla tamtejszych gospodarki, jak i światowej, ale nawet dobre dane w USA (np. o wzroście o 3,2 proc. w stosunku do czerwca liczby umów sprzedaży domów) nie przekonały tamtejszych inwestorów. Tuż po otwarciu amerykańskie giełdy zaczęły się szybko osuwać, a liderami spadków były instytucje finansowe (np. AIG), które mocno drożały w sierpniu. Na koniec dnia DJIA spadł o 1,96 proc., a Nasdaq o 2 proc.
Trzeba jednak zaznaczyć, że o ile gospodarki USA i strefy euro dopiero wychodzą z recesji, to Chinom udało się jej uniknąć. Dlatego z o wiele większym zadowoleniem przyjęto wskaźniki potwierdzające przyspieszenie w chińskim sektorze przetwórczym. Ze względu na krótką jeszcze obecność chińskiej gospodarki w systemie rynkowym koniunkturę w tamtejszym przemyśle dla pewności sprawdzają dwie instytucje.