Mimo to nie zgadzają się, że problemem tym powinien się zajmować amerykański rząd.Jak wynika z sondażu przeprowadzonego przez ośrodek badawczy Ipsos na zlecenie agencji Reutera, 60 proc. spośród 1000 ankietowanych uważa, że płace na Wall Street są nadmierne. Jednocześnie 51 proc. sądzi, że amerykańska administracja robi wystarczająco dużo lub nawet zbyt dużo, aby ten problem rozwiązać.

Komentatorzy zauważają jednak, że w walce z wygórowanymi pensjami prezesów banków Waszyngton wcale nie przejawia zapału. Choć na początku swojej kadencji prezydent Barack Obama krytykował bankowców za to, że pomimo rządowej pomocy dla ich instytucji wypłacają sobie wysokie premie, ostatnio temat ten był nieobecny w jego wypowiedziach. Powołany przez niego „car płacowy” Kenneth Feinberg zajmuje się zaś wyłącznie kontrolą wynagrodzeń w firmach, które otrzymały rządową pomoc i dotąd jej nie zwróciły. – Społeczeństwo nie widzi tutaj roli dla rządu. Uważa, że płace bankowców są zbyt wysokie, ale nie dostrzega potrzeby rządowego ich regulowania – interpretuje wyniki ankiety Michael Gross, wiceprezes Ipsosu.

Choć od początku 2008 r. w amerykańskim sektorze bankowym pracę straciło ponad 300 tys. osób, 56 proc. respondentów sondażu Reutera jest przekonanych, że podczas kryzysu bankowcom powodzi się lepiej niż innym Amerykanom. Z kolei z badania opinii publicznej przeprowadzonego przez agencję Associated Press i Amerykańskie Centrum Konstytucyjne wynika, że aż 66 proc. obywateli USA nie życzy sobie, aby rząd ratował prywatne spółki przed bankructwem, nawet jeśli ochroniłoby to miejsca pracy. Sprzeciw jest tylko nieznacznie słabszy, gdy mowa o firmach stanowiących ikony amerykańskiej gospodarki.