W sierpniu spadek cen konsumpcyjnych wyniósł 2,4 proc. i okazał się największy od co najmniej 38 lat.Japończycy mają z deflacją bardzo złe doświadczenia. Utrzymywała się ona w latach 90., okresie nazywanym „straconą dekadą”, skutecznie uniemożliwiając jakiekolwiek ożywienie w największej azjatyckiej gospodarce. Udało się ją zwalczyć dopiero w 2005 r.W tym roku wróciła, i to ze zdwojoną mocą. Może znacznie utrudnić wyjście Japonii z najgłębszej recesji od II wojny.
Spadek cen (tzw. bazowych, nieuwzględniających najbardziej zmiennych cen żywności) nastąpił w sierpniu już po raz szósty z rzędu. Okazał się jeszcze większy niż w lipcu, kiedy wynosił 2,2 proc. Nie zaskoczył jednak ekonomistów oczekujących odczytu właśnie na poziomie 2,4 proc., oznaczającym największą deflację od 1971 r., odkąd rząd podaje oficjalne dane dotyczące cen.
Obecna deflacja jest pochodną dużo niższych niż rok temu kosztów ropy naftowej i paliw, a także wyjątkowo niskiego popytu konsumpcyjnego. Zmusza on producentów i sprzedawców, w tym takich gigantów jak Sony, do obniżania cen towarów w celu przyciągnięcia klientów do sklepów. Nie są oni chętni do wydawania pieniędzy ze względu na rekordowe bezrobocie (sięgnęło w sierpniu 5,8 proc.) i spadające wynagrodzenia.
Ekonomiści są pełni obaw. – Wkrótce popyt wewnętrzny nie będzie w stanie wpłynąć na wzrost wynagrodzeń. A spadająca siła nabywcza gospodarstw domowych może sprawić, że obecna deflacja przerodzi się w kolejną deflację – innymi słowy, że wpadniemy w deflacyjną spiralę – ostrzega Kyohei Morita, ekonomista z Barclays Capital w Tokio.
Richard Jerram z tokijskiej filii Macquarie Securities uważa, że spadek cen może się utrzymać nawet przez trzy lata.Deflacji raczej nie zapobiegnie fakt, że roczna zmiana cen ropy naftowej (i paliw) powinna być wkrótce dodatnia. Nawet bez paliw spadek cen w sierpniu wynosił w Japonii 0,9 proc. i był największy od siedmiu lat.