Ubiegły tydzień przyniósł dwie ważne informacje. Prezes NBP zapowiedział, że w przyszłym roku przewiduje spory wzrost inflacji, więc stopy procentowe raczej nie będą spadać. Za to w piątek Sejm przyjął ustawę budżetową. Zacznijmy od stóp procentowych. Jakie ta prognoza ma znaczenie dla finansów publicznych?
Stopy procentowe mają kolosalne znaczenie dla całej gospodarki. Wpływają na rentowności, bo te są powiązane ze stopami procentowymi w danym kraju, ale także na gospodarstwa domowe, konsumpcję, inwestycje. Zgadzam się co do samej decyzji utrzymywania stóp, uważam, że jest za wcześnie na obniżanie stóp procentowych. Mamy bardzo wysokie i rozpędzone wynagrodzenia, nie wiemy do końca, co się dzieje z gospodarką, czy ona mocno spowalnia, czy nie spowalnia. Mamy bardzo duży deficyt, który także jest argumentem dla Rady Polityki Pieniężnej, żeby poczekać z obniżką stóp procentowych. Wreszcie, jest kwestia mrożenia cen energii. Prezes Glapiński zmienił się po wyborach z gołębia w jastrzębia, więc ta decyzja, mimo że słuszna, jest bardzo upolityczniona. Dlaczego? Bo za poprzedniego rządu Glapiński kompletnie nie dostrzegał wpływu mrożenia cen energii na inflację, nie pokazywał dwóch prognoz inflacji, tej z mrożeniem cen i bez mrożenia. Wysokiego deficytu również nie dostrzegał. Teraz dostrzega wysoki deficyt oraz sztuczne przymrożenie inflacji i trzeba patrzeć, co będzie z inflacją, gdy te ceny energii zostaną uwolnione.
Sejm w piątek uchwalił ustawę budżetową na przyszły rok, która zakłada, że dochody budżetu sięgną 632 mld zł, wydatki to 921 mld zł, a deficyt sięgnie 289 mld zł. Czy pan by zagłosował za, czy przeciwko budżetowi?
To trudne pytanie, bo jest ono jednocześnie ekonomiczne i polityczne. Ustawa budżetowa decyduje o tym, że jeśli się jej nie przyjmie, to można rozwiązać rząd. A ja nie chciałbym, żeby w polityce gospodarczej nastąpiła jakaś radykalna zmiana. Sam zaś budżet od strony ekonomicznej nie podoba mi się z kilku powodów. Pierwsza sprawa to sam bardzo duży poziom deficytu, sięga prawie 300 mld zł. Ten europejski deficyt to jest 5,5 proc. Komisja Europejska uważa, że będziemy mieli większy – na poziomie 5,6 proc. Polska będzie miała drugi–trzeci najwyższy deficyt w całej Unii Europejskiej, a nasz przyrost długu będzie najwyższy w całej Unii Europejskiej. A dlaczego? Bo ten deficyt jest liczony po europejsku, już w pełni, ze wszystkimi funduszami. Rząd mówi, że w przyszłym roku wydatki militarne wyniosą 4,7 proc. PKB. Ale w metodologii europejskiej do wydatków zbrojeniowych wlicza się tylko dostawy, gdy sprzęt wjedzie do kraju, wtedy się to wlicza jako wydatek. A my w tej chwili dużo wydatkujemy zaliczek, a to jest 1,5 pkt proc. PKB. Gdy policzymy taki deficyt kasowy całego sektora finansów publicznych, to on nie wynosi 5,5, tylko 7 proc. PKB, a przyrost długu 8,5 proc., a to jest najwyższy przyrost w całej Unii Europejskiej. Także mamy poważną sytuację. Uważam, że konsolidację finansów powinniśmy zacząć już od 2025 r. i to nie jest tylko moja opinia. Międzynarodowy Fundusz Walutowy też uważa, że rząd powinien wykorzystać lekkie odbicie gospodarki w przyszłym roku.
A skąd pewność, że gospodarka odbije w górę?
Scenariusze są różne, ale odbije. Mamy mnóstwo środków KPO i to jest moment, kiedy można by było bardziej dostosować deficyt, bo on w tym roku wyniesie prawie 6 proc., a z wydatkami zbrojeniowymi – 7,5 proc. albo i więcej.
Gdybyśmy teraz trochę więcej zredukowali deficytu, to byłaby większa przestrzeń pod obniżkę stóp. Niestety, niebezpiecznie rośnie nam deficyt i bardzo szybko przyrasta dług. To są rekordy w Unii. I nie są tu wyjaśnieniem wyłącznie wydatki zbrojeniowe, jest też drugi element – dalej mamy równoległy neobudżet w BGK, który nie jest ujęty w ustawie budżetowej.