Inflacja w sierpniu przyspieszyła do 16,1 proc. rok do roku z 15,6 proc. w lipcu. Co zostaje z popularnej w ostatnio wśród ekonomistów tezy, że inflacja w lipcu osiągnęła płaskowyż, na którym pozostanie w kolejnych miesiącach?
Ta teza nie została całkowicie „sfalsyfikowana” przez sierpniowe dane, bo ten wzrost inflacji nie był tak bardzo zaskakujący, jak się może wydawać. Były wypowiedzi prezesa NBP, które wskazywały na niewielki wzrost inflacji w sierpniu. I ten wzrost był rzeczywiście mniejszy niż w poprzednich miesiącach, gdy inflacja przyspieszała nawet o ponad 1 pkt proc. Można powiedzieć, że to jest inflacyjny płaskowyż z lekkim wzniesieniem. Nadal są szanse na to, że w kolejnych miesiącach tego roku inflacja będzie stabilna, a nawet nieco się obniży, w okolicę 15 proc. na koniec roku. Szczególnie jeśli będą realizowane rządowe zapowiedzi ograniczania wzrostu taryf za nośniki cen energii.
Na podstawie wstępnych danych można szacować, że inflacja bazowa – nieobejmująca cen energii i żywności – przyspieszyła w sierpniu do około 9,8–10 proc. rok do roku z 9,3 proc. w lipcu, a więc sporo bardziej, niż oczekiwali ekonomiści. To sugeruje, że w polskiej gospodarce wciąż silna jest wewnętrzna, popytowa presja na wzrost cen. Dlaczego mielibyśmy w takich okolicznościach spodziewać się hamowania inflacji?
Postawiłbym taką tezę: mamy wtórne efekty wielofazowego szoku cenowego, który trwa już od kilkunastu miesięcy. To właśnie widzimy i będziemy jeszcze widzieli w inflacji bazowej. Będą się dostosowywać ceny relatywne, ceny energii będą się przenosić na ceny innych towarów i usług. Trudno powiedzieć, kiedy ten inercyjny proces się zakończy. Ale mamy istotne spowolnienie wzrostu gospodarczego, symptomy ochłodzenia na rynku pracy. To sugeruje, że w kolejnych kwartałach inflacja bazowa będzie spadała. Z inflacją ogółem może być nieco inaczej. W tym przypadku wiele będzie zależało do polityki regulacyjnej w zakresie nośników cen energii.