To, kiedy przypadnie szczyt inflacji, może mieć znaczenie dla inwestorów. Prezes NBP Adam Glapiński deklaruje bowiem, że RPP będzie podnosiła stopy dopóty, dopóki inflacja będzie przyspieszała. Jeśli w sierpniu będziemy już po szczycie, to we wrześniu – na najbliższym posiedzeniu RPP – stopy mogą się już nie zmienić.
Wiemy dobrze, że nie powinno się tak prowadzić polityki pieniężnej. Decyzje RPP powinny bazować przede wszystkim na prognozach dotyczących tego, kiedy inflacja wróci do celu NBP (2,5 proc. – red.). To jest przecież zadanie Rady. Jeśli projekcja NBP nie wskazuje na powrót inflacji do celu, to RPP nie powinna zapowiadać końca zacieśniania polityki pieniężnej, nie powinna się do tego zobowiązywać.
Patrząc z tej perspektywy, zakończenie cyklu podwyżek stóp procentowych byłoby błędem, a ceną za ten błąd powinien być słabszy złoty. Ale w ostatnim czasie złoty nie osłabiał się po wypowiedziach prezesa NBP, wskazujących na bliski koniec zacieśniania polityki pieniężnej. Przeciwnie, złoty nawet się nieco umacniał. Czy to nie oznacza, że rynek zaczyna się obawiać recesji w Polsce i tego, że to właśnie podwyżki stóp okażą się błędem?
Nie powiedziałbym, że złoty radzi sobie szczególnie dobrze. Zresztą powinniśmy na jego notowania patrzyć przez pryzmat globalnych tendencji. To one decydują o krótkoterminowej zmienności złotego. To, że polska waluta umocniła się w ostatnich dniach, wynika z dużej poprawy nastrojów na globalnym rynku. Wcześniej rynek panikował z powodu ryzyka, że Rosja odetnie dostawy gazu do Europy i w efekcie wepchnie ją w recesję. To powodowało wyprzedaż europejskich aktywów, w tym euro, a zawsze jest tak, że jak jest odpływ od euro, to jeszcze silniejszy jest odpływ od złotego. Wydaje się, że rynek zdyskontował już czarny scenariusz, stąd w ostatnich dniach pewne odreagowanie. Na tym zyskał również złoty, ale to nie jest przejaw jego siły. Kurs EUR/PLN jest wciąż w przedziale wahań w kanale wzrostowym. W momencie, gdy kapitał wraca do Europy, lokalne czynniki, które mogą szkodzić złotemu, jak deklaracje o końcu cyklu podwyżek stóp, są zwykle ignorowane. Ale mogą nabrać znaczenia w najgorszym momencie, gdy kapitał będzie znowu z Europy uciekał.
Skoro krótkoterminowe wahania kursu złotego są nieprzewidywalne i w dużej mierze zależą od nastrojów na globalnym rynku, to pomówmy trochę o długoterminowych perspektywach polskiej waluty. Część obserwatorów rynku twierdzi, że ze względu na ekspansywną politykę fiskalną, niską wiarygodność NBP i pogłębiający się deficyt na rachunku obrotów bieżących kurs równowagi złotego przesunął się w górę. To znaczy, że nie ma powrotu do stanu sprzed pandemii, gdy euro kosztowało około 4,3 zł. Zgadzasz się z tym?
Częściowo się z tym zgadzam. Faktycznie kurs równowagi złotego wobec euro – ale też wobec całego koszyka walut partnerów handlowych Polski – przesuwa się w górę. To jest wynik tego, że od kilku lat mamy relatywnie wyższą inflację niż u partnerów handlowych. Ale nie zgadzam się z tym, że nie ma powrotu do kursu sprzed pandemii. Rynek ma to do siebie, że potrafi się mocno odchylać od kursu równowagi. Pamiętamy to z 2008 r., gdy złoty był mocno przewartościowany. Dzisiaj może trudno sobie to wyobrazić, ale nie można wykluczyć, że w przyszłości rynek znowu się tak mocno odchyli. Dlatego powtarzam inwestorom, szczególnie długoterminowym, że należy zmniejszać ekspozycję na aktywa dolarowe i dolara. Właśnie dlatego, że dzisiaj on jest mocno przewartościowany, nawet jeśli sporo krótkoterminowych czynników mu sprzyja.