– To świadczy o słabości naszego systemu rejestracji ludzi, którzy poszukują pracy – uważa Tomasz Kaczor, główny ekonomista BGK. Jego zdaniem wiele z tych osób to migranci sezonowo pracujący za granicą. – Gdy europejski rynek pracy stanie się dla nas bardziej otwarty, zmniejszy to dysproporcje w sile nabywczej pracy i spowoduje, że zmniejszy się sezonowa migracja zarobkowa – dodaje ekonomista. Chociaż sytuacja na rynku pracy w 2010 r. była lepsza niż rok wcześniej, to przedsiębiorcy zgłosili tyle samo ofert pracy, co w poprzednim roku. Było ich nieco ponad 1 mln. Firmy chciały przy tym, by połowa nowych stanowisk była stworzona dzięki wsparciu publicznych pieniędzy, czyli Funduszu Pracy.
– W zeszłym roku bardzo wyraźnie wzrosła liczba ofert pracy na otwartym rynku – zwraca uwagę prof. SGH Maria Drozdowicz-Bieć, ekonomistka Biura Inwestycji i Cykli Ekonomicznych. Jej zdaniem rynek ofert pracy coraz wyraźniej dzieli się na ten dla osób z niższymi kwalifikacjami, związany z publicznymi służbami pracy, i na rynek otwarty.– Same służby zatrudnienia zwracają uwagę, że wiele lokalnych firm przyzwyczaiło się do publicznego wsparcia i proponuje u siebie przede wszystkim pracę subsydiowaną – przypomina Jacek Męcina, ekspert PKPP Lewiatan.
Na ok. miliona zgłoszonych w pośredniakach ofert ponad połowa to propozycje pracy subsydiowanej. Urzędy pracy wysłały do niej ponad 250 tys. osób.