Unijny limit, jeśli chodzi o deficyt sektora finansów publicznych, wynosi 3 proc. PKB. Zdaniem Komisji Europejskiej tegoroczna dziura w finansach Polski będzie o kilka miliardów zł większa i wyniesie 3,4 proc. PKB, a w przyszłym spadnie do 3,1 proc. PKB. A to oznacza, że jeszcze przez co najmniej rok nie spełnimy kryteriów zawartych w traktacie z Maastricht.
Jednak zarówno premier Donald Tusk, jak i minister finansów Jacek Rostowski twierdzą, że Komisja potraktuje Polskę ulgowo i zamknie procedurę nadmiernego deficytu, nawet jeśli nasz ubytek w kasie państwa będzie wyższy niż wymagany. W rozmowie z „Rz" zapewnił też o tym Dariusz Rosati, szef Sejmowej Komisji Finansów Publicznych. – Na pewno nasz deficyt będzie poniżej 3,5 proc. PKB. Przy takim odchyleniu Komisja Europejska jest gotowa zdjąć procedurę – mówi.
Unijni urzędnicy, z którymi rozmawiał „P", przyznają, że granica tolerancji KE, jeśli chodzi o przestrzeganie limitów, zależy od indywidualnej oceny każdego z krajów. – Ale zasada jest taka, że 3 proc. to 3 proc. – mówi nam osoba z Rady Unii Europejskiej, instytucji, która podejmuje decyzje o wszczęciu i zamknięciu procedury nadmiernego deficytu.
Pytanie więc, jak dalece wyrozumiała będzie dla nas Bruksela? Zwłaszcza że w kolejce czeka jeszcze siedem innych krajów. Z prognoz KE wynika, że wszystkie, z wyjątkiem Cypru, będą miały w tym roku deficyt niższy niż Polska. Przedstawiciele resortu finansów szansy Polski upatrują w tym, że unijni decydenci potraktują koszty reformy emerytalnej (0,5 proc. PKB) jako czynnik działający na naszą korzyść.
Ale to wcale nie jest przesądzone. – W 2005 r., kiedy te koszty wynosiły blisko 1,5 proc. PKB, też byliśmy objęci procedurą nadmiernego deficytu – przypomina Mirosław Gronicki, były minister finansów. I ostrzega, że deficyt w tym roku może się okazać jednak wyższy niż 3,5 proc. PKB. Nie jest też powiedziane, że w przyszłym roku będzie bliżej 3 proc. PKB.