Rząd przyjął niedawno wstępny projekt ustawy budżetowej na 2019 r. Założono w nim, że PKB Polski zwiększy się o 3,8 proc. Dla porównania, w tym roku gospodarka urośnie prawdopodobnie o 4,6 proc., tak samo jak w 2017 r. Rząd słusznie oczekuje spowolnienia?
W ustawie budżetowej na bieżący rok rząd też zapisał wzrost PKB o 3,8 proc. A jak dotąd tempo wzrostu gospodarczego utrzymuje się na poziomie 5 proc. rocznie. Prognoza Ministerstwa Finansów na przyszły rok też jest ostrożna. Faktem jest jednak, że jesteśmy na szczycie cyklu koniunkturalnego. Rzadko się zdarza, żeby gospodarka na takim szczycie utrzymała się długo. Powrót tempa wzrostu PKB do długookresowej średniej w okolicy 3,5–4 proc. jest więc prawdopodobny, ale gospodarka będzie hamowała łagodniej, niż zakłada rząd.
Hamowanie gospodarki będzie w ocenie MF głównie efektem słabnięcia wzrostu konsumpcji prywatnej. W 2019 r. ma się ona zwiększyć o 3,5 proc., podczas gdy od kilku kwartałów rośnie w tempie blisko 5 proc. rocznie.
Nie widzę żadnego powodu, aby dynamika konsumpcji wyraźnie zmalała. Przez wiele lat po światowym kryzysie konsumpcja prywatna rosła wolniej niż PKB. To się zmieniło dopiero niedawno, Polacy zaczęli korzystać ze wzrostu dochodów. Wszystkie siły, które w ostatnich kwartałach stały za szybkim wzrostem konsumpcji, nadal działają.