O ile niewątpliwie ten rok jako całość stał pod znakiem obaw przed najwyższą od dekad inflacją, o tyle sama końcówka tego burzliwego roku przynosi raczej nadzieje na wyhamowanie wzrostu cen. Wtorkowe dane z USA idealnie się w to wpisały. Główny wskaźnik inflacji CPI, który szczyt ustanowił w czerwcu na poziomie 9 proc. (rok do roku), do listopada obniżył się do 7,1 proc., co z kolei jest tempem najniższym od grudnia 2021 r. Z kolei wskaźnik inflacji bazowej (6 proc. r./r. w listopadzie) jest również o krok od analogicznego minimum.

Najnowsze dane o inflacji nie będą zapewne miały decydującego wpływu na środową decyzję Fedu o podwyżce stóp procentowych o 50 punktów bazowych, ale nasilają się już spekulacje na temat rychłego końca cyklu podwyżek. Jednym z efektów jest konsekwentne osłabianie się dolara. Tuż po publikacji danych o CPI tzw. indeks dolarowy znalazł się najniżej od pół roku.

W takich warunkach wbrew dość powszechnym oczekiwaniom rynki akcji niezbyt chcą rozwinąć korektę ostatniego rajdu w górę trwającego od połowy października. Wręcz przeciwnie, amerykański S&P 500 wtorkową sesję otworzył na ponad 2-proc. plusie, w błyskawicznym tempie przeskakując z okolic kilkutygodniowego minimum w okolicę trzymiesięcznego maksimum (ok. 4100 pkt), które stanowi w chwili pisania tekstu ważny poziom oporu.