Od początku roku indeks S&P 500 stracił ponad 16 proc., technologiczny Nasdaq 100 spadł o ponad 25 proc., a ceny amerykańskich obligacji osunęły się dla 10-letnich i 30-letnich papierów o odpowiednio 12 i prawie 18 proc. Tym samym bieżący rok wydaje się jednym z najgorszych w historii rynku amerykańskiego, jeśli chodzi o skumulowane stopy zwrotu z różnych klas aktywów. Niemniej jednak trzeba pamiętać, że przyszedł on po znakomitych dla giełd latach 2020–2021 r., gdy gospodarki i rynki były wspierane przez działania rządów i banków centralnych. Teraz te działania, przynajmniej ze strony banków centralnych, są odwracane przez zacieśnianie polityki monetarnej.

Zlewarowane rynki finansowe tanim dolarem mogą obecnie przechodzić przez proces delewarowania, gdyż koszt kapitału od początku roku gwałtownie wzrósł wraz z podwyżkami stóp procentowych przez Fed. Co więcej, po sierpniowym odczycie inflacji w USA rynek zaczął zakładać, że 100 punktów bazowych podwyżki we wrześniu leży na stole. Szczyt w cyklu podwyżek może wypadać już powyżej 4,2 proc., nie zaś jak wcześniej zakładano przy 3,9 proc. Tym samym rynki w strachu mogą czekać na najbliższą decyzję Fedu. Obecnie wydaje się, że nie cofnie się on przed niczym, aby nie pozwolić inflacji wymknąć się spod kontroli. I do momentu braku wyraźnego hamowania inflacji bazowej może chcieć komunikować dalsze podwyżki, przynajmniej do końca roku.