Meblarski przemysł, nie tylko w Polsce, od czasu covidowej pandemii hamuje, a w ostatnich kilkunastu miesiącach do kiepskiej koniunktury przyczyniły się wyraźne spadki sprzedaży – od kilku do nawet kilkunastu procent w zależności od segmentu.
Maria Florczuk, prezeska giełdowych Fabryk Mebli Forte, ocenia, że sprzedaż w 2023 roku stopniała o ponad 20 proc. w zależności od asortymentu. – To oczywiste, że na sytuację wpływają rosnące ceny, podbijane przez inflację, szybujące koszty materiałów i energii. Wiem, że nikogo to nie pocieszy, ale pustoszejące salony meblowe to w Europie powszechne zjawisko – mówi prezeska Forte.
Jan Szynaka, od 40 lat w branży – założyciel i prezes grupy zakładów Meble Szynaka i prezes Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Producentów Mebli, twierdzi, że tylko kuchnie i może tapicerowane fotele i krzesła bronią się jeszcze – po dnie szorują lub nie sprzedają się wcale np. sprzęty ogrodowe.
– Jeszcze w pierwszej połowie minionego roku mieliśmy nadzieję na symboliczne odbicie, ale ostatnie miesiące 2023 r. odarły nas z resztek złudzeń – mówi Szynaka. Szef OIGPM nie ma wątpliwości, co zaszkodziło branży: na sytuacji przemysłu meblowego odbiły się przede wszystkim: wysokie koszty prądu i benzyny, szybko rosnące wynagrodzenia uzależnione od arbitralnie wyznaczanej płacy minimalnej, wysoka inflacja i oczywiście niepewność związana z wojną w Ukrainie.
Niepewne perspektywy
– Rozchwiany, osłabiony spadkami sprzedaży rynek wyposażenia wnętrz nieprędko wróci do równowagi – nie ma dobrych wieści Maria Florczuk. Jej zdaniem wpływ na osłabienie meblowego sektora miała w minionym roku bez wątpienia również postawa władzy: w wyjątkowo trudnym okresie ważna dla gospodarki i budżetu eksportowa branża nie dostała wsparcia rządu. – Mam tu na myśli sytuację z dostawami podstawowego surowca do produkcji – czyli drewna. Dziś ceny drewna w Polsce są najwyższe w Europie, a system leśnych przetargów wymaga korekty – twierdzi prezeska Forte.