Uśmiałem się czytając, że minister finansów jest zdezorientowany redukcją stóp procentowych teraz i to akurat o 150 pkt. bazowych, a nie zaskoczyłoby go dopiero 200 pkt. Najpierw się uśmiałem, a później jednak zadumałem.
No, bo jak to jest, że władza zawsze, bez względu na ustrój, nieprzyjemnie bywa zaskoczona tym, czym nikt przytomny zaskoczony nie jest? Jakieś fatum, czy co?
Na benefis zaskoczonego ministra i wszystkich innych zaskoczonych nieministrów spróbujmy odtworzyć ciąg myślowy, który stał za taką, a nie inną decyzją RPP.
Najpierw podywagujmy sobie ździebko o momencie, czyli dlaczego teraz. Jak wiadomo, nie ma bieżących zagrożeń dla inflacji w najbliższych miesiącach płynących ze strony popytu krajowego. Poważnym zagrożeniem długookresowym jest natomiast sytuacja budżetu. Ten parlament nie będzie już jednak zajmował się nowelizacją tegorocznego budżetu. O tym wiemy. Wie to też rada. Nowelizacja będzie zmartwieniem nowego parlamentu. Będzie on mógł zająć się tą kwestią nie wcześniej niż w październiku?listopadzie. Gdyby więc rada znienacka nabrała ochoty na nieprzytomną twardość, gdyby zechciała uniknąć uszczerbku na swej reputacji, musiałaby czekać z decyzją o redukcji do późnej jesieni. Byłby to przejaw postawy heroicznej, która ? bądźmy tego pewni ? jeszcze bardziej zdezorientowałaby byłego już w tym momencie ministra finansów. Co więcej ? sądzę, że taka demonstracja nieustępliwości musiałaby zaskoczyć nawet samą radę. Mnie osobiście, przyznam, zaskoczyłoby to strasznie.
A cały ten heroizm, na dodatek, musiałby się objawić przy założeniu, że nowy rząd i nowy parlament nie zechciałyby ?poprawiać? nowelizacji przygotowanej przez Bauca, zwiększając deficyt, a unikając cięć. Czego przecież ? szczerze mówiąc ? nie sposób wykluczyć. W takiej sytuacji potrzebna by była w ogóle desperacja straceńcza, czyli odłożenie redukcji stóp na niewiadomy bliżej termin w przyszłym roku.