Cena złota osiągnęła w ubiegłym tygodniu poziom 3500 dol. za uncję, co oznacza ponad 30-proc. wzrost od początku roku. Głównym motorem tych zwyżek jest wojna celna, zainicjowana przez administrację Donalda Trumpa. Z danych rynkowych wynika, że szczególnie silny popyt na złoto pochodzi z Azji, przede wszystkim z Chin. Dodatkowym impulsem do wzrostów była likwidacja krótkich pozycji, która spotęgowała dynamikę zwyżek.

We wtorek cena złota znalazła się o 20 proc. powyżej 100-dniowej średniej kroczącej. Dla porównania, po wybuchu wojny w 2022 roku odchylenie to wynosiło 12 proc., a w czasie hossy związanej z pandemią Covid-19 – 18 proc. Cofając się jeszcze dalej, w 2011 roku podczas formowania się szczytu poprzedniego cyklu hossy odchylenie to sięgnęło 21 proc. Ta prosta analiza techniczna wyraźnie pokazuje, że obecne poziomy są silnie przewartościowane w krótkim terminie.

Czy oznacza to koniec hossy? Niekoniecznie. Wiele wskaźników sugeruje, że długoterminowy trend wzrostowy nadal pozostaje w mocy. Podczas poprzednich rynków hossy wzrosty dotykały także inne metale szlachetne, czyli srebro, platynę czy pallad. Obecnie tego elementu brakuje, co sugeruje, że cały rynek wciąż jest daleki od ogólnego przewartościowania. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku spółek wydobywczych – akcje kopalni złota wciąż są wyceniane bardzo nisko na tle wskaźnika cena/zysk, co historycznie nie miało miejsca w końcowych fazach hossy.