Bank Millennium poinformował ostatnio, że nie przystąpi do rządowego programu „Pierwsze mieszkanie” i nie będzie udzielał dotowanego przez państwo „Bezpiecznego kredytu 2 proc.”. To zaskakująca decyzja, bo taki produkt, który zresztą cieszy się bardzo dużym powodzeniem, mógłby podbudować bankowy bilans przy zapaści na rynku „zwykłych” hipotek, z jakim mamy obecnie do czynienia z powodu wysokich kosztów pieniądza.
Dwie grupy
Z kolei ING BSK nie podjął jeszcze ostatecznej decyzji co do uczestnictwa w programie „Pierwsze mieszkanie”, choć zastanawia się nad tym od kilku miesięcy. Pewną wstrzemięźliwość wykazują też inne duże prywatne banki – Santander i mBank są na tak, ale uruchomią swoją ofertę najwcześniej we wrześniu.
– Jeśli chodzi o podejście do programu „Bezpieczny kredyt 2 proc.”, gołym okiem widać, że banki podzieliły się na dwie grupy – zauważa Andrzej Powierża, analityk BM Banku Handlowego. Te państwowe, których bezpośrednim lub pośrednim właścicielem jest Skarb Państwa, takie jak PKO BP, Pekao, Alior czy VeloBank, a po części również banki spółdzielcze, zaczęły udzielać „kredytu 2 proc.” w pierwszym możliwym terminie, czyli od 3 lipca. Prywatne banki komercyjne czekają, analizują albo wprost odmawiają.
Skąd ten podział? Być może banki państwowe mają inne priorytety, z pewnych względów bardziej zależało im na szybkim przyłączeniu się do rządowego programu. Te prywatne nie muszą się spieszyć, tym bardziej że wymaga to sporych dostosowań, np. w systemach informatycznych czy dokładnej analizy ryzyka „Bezpiecznego kredytu 2 proc”, zwłaszcza w okresie, gdy rządowe dopłaty ustaną.
Trudne warunki prawne
To sceptyczne podejście do „kredytu 2 proc.” może też odzwierciedlać rodzącą się dużą ostrożność sektora bankowego w Polsce w podejściu w ogóle do kredytów hipotecznych, udzielanych zwykle na 20–30 lat. Wiceprezes Banku Millennium Fernando Bicho wprost mówi o „trudnościach realizowania finansowania długoterminowego w warunkach prawnych w Polsce”.