Jak wyjaśnia Bartosz Sierakowski, radca prawny z kancelarii specjalizującej się w upadłościach, sąd upadłościowy ma zwykle dwa miesiące na rozpoznanie wniosku i ewentualne ogłoszenie upadłości. Jest to jednak termin instrukcyjny, jego przekroczenie przez sąd nie rodzi negatywnych konsekwencji. Cała ta procedura może potrwać dłużej, bo najpierw musi uprawomocnić się postanowienie sądu restrukturyzacyjnego o umorzeniu postępowania układowego. Na to postanowienie dłużnik oraz każdy z wierzycieli może wnieść zażalenie. – Jeżeli więc postanowienie o umorzeniu zostanie zaskarżone, prawdopodobieństwo szybkiego ogłoszenia upadłości oddali się w czasie – mówi Sierakowski. W takiej sytuacji termin dwóch miesięcy na ogłoszenie upadłości zacznie biec dopiero po rozpoznaniu ewentualnych zażaleń na umorzenie restrukturyzacji.

Jeśli natomiast spółka wejdzie w postępowanie upadłościowe, sąd będzie musiał wyznaczyć nową osobę na stanowisko syndyka, ta sama osoba nie może być zarządcą i syndykiem u tego samego dłużnika. Upadłość będzie oznaczać koniec półrocznej batalii o stworzenie planu restrukturyzacji firmy.

Początki były obiecujące. Henryk Kania, w czerwcu jeszcze przewodniczący rady nadzorczej, obiecywał spłatę wszystkich wierzytelności w ciągu kilku lat. Długi spółki szacowane w czerwcu sięgały 833,3 mln zł. Jednak już w listopadzie Mozdżeń musiał uznać, że zawarcie układu „nie wydaje się możliwe".