Pieniądze ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2, które dotąd traktowano jak powietrze, teraz stanowią poważny zastrzyk dla centralnego budżetu. Od początku roku uprawnienia podrożały bowiem ponadtrzykrotnie.
Na co pójdą? Tego nie wiadomo. Ministerstwo Finansów nie przysłało odpowiedzi na pytania nawet na temat historycznych wydatków. Komentarza nie udzieliło także Ministerstwo Środowiska, bo to właśnie ten resort dostarcza danych na ten temat.
Przynajmniej połowa na energię i klimat
Dyrektywa EU ETS (o systemie handlu uprawnieniami do emisji CO2) zaleca wykorzystanie co najmniej połowy wpływów z aukcji uprawnień na modernizację energetyki i cele związane z klimatem. Ale dopuszczalne jest wykorzystanie innych środków niż te wprost pochodzące z aukcji. W Polsce równowartość tej kwoty – jak wynika z ustawy o systemie handlu uprawnieniami do emisji CO2 – powinna iść m.in. na redukcję emisji gazów cieplarnianych, rozwój energetyki odnawialnej, zalesianie, efektywność czy finansowanie elektromobilności.
Tyle teorii. Jak jest w praktyce? – Pieniądze ze sprzedaży uprawnień rozpływają się w polskim budżecie. Na cele wyznaczone dyrektywą unijną ze wspomnianej puli nigdy nie wydano ani jednej dodatkowej złotówki. Wskazano w zamian ekwiwalent (równy przynajmniej 50 proc. przychodów z aukcji) w postaci wydatków i tak realizowanych przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej ze środków unijnych i krajowych – zauważa Joanna Maćkowiak-Pandera, prezes Forum Energii. Problem w tym, że budżet NFOŚiGW w kolejnych latach będzie mniejszy i pieniędzy będzie za mało na skuteczną walkę ze smogiem i inne strategiczne projekty poprawy środowiska.
Komisja Europejska w ubiegłorocznym raporcie też zwróciła uwagę na kilka państw (w tym Polskę), które nie wymieniają w ustawach budżetowych wpływów z aukcji i nie podają dokładnych danych związanych z wydatkowaniem ich na energetykę i klimat. Według deklaracji polski rząd przeznaczył w latach 2013–15 na te cele ok. 52 proc. przychodów z aukcji EU ETS. Jednak jak oceniają eksperci, konieczne jest bardziej racjonalne zagospodarowanie środków pochodzących z systemu ETS. Postulują wręcz, by stał się on istotnym narzędziem finansowania transformacji energetycznej po 2020 r. Zwłaszcza że w kolejnej dekadzie fundusze unijne dla Polski będą szczuplejsze.