Zawężająca się luka stała się w tym roku jednym z
największych problemów dla inwestorów na rynkach wschodzących, ponieważ
debatują nad tym, czy inwestować kapitał w i tak już rozgrzany do czerwoności
rynek indyjski, czy też w chińskie akcje, które są stosunkowo tanie, ale
odczuwają skutki kryzysu gospodarczego Kierowco zwolnij.
– Dziś dwie transakcje konsensusowe na rynkach wschodzących
to „długie Indie, krótkie Chiny” – powiedział Financial Times Varun Laijawalla,
menedżer portfela rynków wschodzących w NinetyOne, zarządzającego aktywami. –
Rozpiętość wyceny pomiędzy tymi dwoma rynkami jest tak duża jak nigdy dotąd –
dodał.
Indie to najlepszy rynek dla akcji
Indyjskie akcje notowane są po 24-krotności oczekiwanych
zysków w przyszłym roku, podczas gdy w Chinach zaledwie 10-krotnie. Ta zmiana
podkreśliła także siłę indeksów na rynkach wschodzących, czy to poprzez
kierowanie miliardów dolarów w pasywne przepływy śledzące indeksy, czy też
przez wiodących aktywnych menedżerów w celu skalibrowania swojej ekspozycji w
stosunku do ustalonych wskaźników referencyjnych.
– Dziesięć czy 11 lat temu Indie miały od 6 do 7 proc.
indeksu. Obecnie odsetek ten wynosi blisko 20 proc. – powiedział Kunjal Gala,
szef globalnych rynków wschodzących w Federated Hermes. Ponieważ akcje
indyjskie są już stosunkowo drogie, zmiana indeksu „stawia interesujący dylemat
dla inwestorów długoterminowych, takich jak my, lub inwestorów, którzy bardziej
skupiają się na wycenach „marginesu bezpieczeństwa”.
– W tej chwili mamy lekką niedowagę Indii nie dlatego, że
nie lubimy Indii jako kraju z perspektywy makro, odgórnej, ale dlatego, że
skupiamy się na marginesie bezpieczeństwa lub próbujemy kupować akcje po
znacznie niższych cenach niż ich rzeczywista wartość – stwierdził Gala.
Decydującym czynnikiem były napływy krajowe do funduszy
akcyjnych. Średni roczny krajowy napływ netto do akcji wyniósł 12 miliardów
dolarów w latach 2016–2020. W latach 2021–2023 te roczne przepływy wzrosły do
29 miliardów dolarów, twierdzi Laijawalla.