Kondycja rynków wschodzących mocno się rozjechała w ostatnim czasie – europejskie z punku widzenia inwestora w tym roku radzą sobie doskonale, ale azjatyckie miały swoje 5 minut tylko w pierwszych tygodniach tego roku. Gdzieś po środku można umieścić Amerykę Południową, ale w tym przypadku trzeba mocno uważać na ryzyko walutowe. Nieprzypadkowo oferta krajowych TFI na te kraje ograniczyła się w zeszłym roku, a jeśli już powstawały nowe fundusze akcji rynków wschodzących, to skierowane na Wschód. A jakie perspektywy rysują się przed rozwijającą się częścią świata?
Chiński zawód
Podsumowując tegoroczne wyniki inwestycji w akcje, inwestorzy jako główną porażkę będą zapewne wskazywać na Chiny. Na początku roku analitycy przewidywali, że tamtejsza gospodarka – podobnie jak to było na Zachodzie – mocno odżyje po znoszeniu pandemicznych obostrzeń. – Niestety jak na razie nie widzimy silnych oznak odbicia gospodarczego, a indeksy akcji w kraju pozostają bardzo słabe – zauważa Wojciech Dębski, zarządzający Rockbridge TFI. Jak tłumaczy, głównych tego przyczyn upatruję się w braku silnych efektów stopniowych stymulusów lokalnych i prób ustabilizowania rynku nieruchomości oraz napięć geopolitycznych (pakiety sankcji z USA szczególnie w zakresie półprzewodników). – Pozostaję jednak umiarkowanie pozytywnie nastawiony do tego rynku, mając na uwadze ogromny wpływ tego kraju na gospodarkę światową i wielki rynek wewnętrzny – zaznacza ekspert Rockbridge TFI.
Kamil Cisowski, dyrektor działu analiz i doradztwa inwestycyjnego w DI Xelion, przyznaje, że rynek chiński jest obecnie drastycznie wyprzedany. – Uważamy, że doszliśmy do punktu, który potencjalnie czyni go czarnym koniem najbliższego roku. Reakcja rynku na kolejne znaczące plany chińskich władz, ostatnio przede wszystkim utworzenie listy deweloperów objętych ochroną, jest bliska zeru. Taki poziom pesymizmu sugeruje naszym zdaniem zwrot w dość bliskiej przyszłości – ocenia Cisowski.
– Choć od lipca całkowicie wykluczyliśmy akcje chińskie z portfeli objętych naszą usługą doradztwa inwestycyjnego, obecnie przyglądamy im się coraz uważniej i potencjalnie rozważymy powrót do tego rynku w styczniu lub lutym – przewiduje ekspert DI Xelion. – Jednocześnie jednak zupełnie nie uważamy, że jest to rynek, który musi stanowić stały element portfeli. Pytanie o długoterminowy sens inwestycji w Chinach w sytuacji, gdy gospodarka tego kraju bardzo wyraźnie spowalnia, narastają napięcia geopolityczne, a polityka KPCh coraz częściej nie sprzyja rynkom kapitałowym, jest jak najbardziej aktualne – dodaje. Ekspert Xelionu nie spodziewa się więc, by w dłuższym terminie fundusze akcji chińskich okazały się jakimiś spektakularnymi sukcesami sprzedażowymi. Z perspektywy funduszy aktywnie zarządzanych ten kierunek jest interesujący m.in. dlatego – mówi Cisowski – że znacznie łatwiejsze niż w USA czy Europie jest uzyskanie alfy. – Podobnie jak w Polsce lista ciężkich benchmarkowo spółek, których zazwyczaj nie należy kupować, jest dość długa – przyznaje. Jednocześnie jednak w ostatnich latach Chiny dały inwestorom bardzo bolesną nauczkę w kwestii tego, że szybki wzrost gospodarczy nie musi oznaczać wysokich stóp zwrotu na giełdzie. – Obawiamy się, że w kolejnej dekadzie czy dwóch uzupełnią ją o kolejną – komunizm, nawet w tak specyficznej formie, nie jest idealnym systemem z perspektywy inwestycyjnej. Polityka gospodarcza Pekinu, m.in. „zero covid” i próby chłodzenia rynku nieruchomości, jest ostatnio pasmem porażek. Inwestorowi, który chciałby stosować strategię „kup i trzymaj”, sugerowalibyśmy zupełnie inne kierunki – zaznacza Cisowski.
Dębski z kolei jest pozytywnie nastawiony do rynków w Wietnamie i Indonezji. – Wietnam może zyskać na trwających napięciach na linii USA–Chiny poprzez migrację inwestycji do Wietnamu, natomiast Indonezja jest rynkiem mocno eksponowanym na lokalną bankowość (wysokie realne stopy procentowe) i potencjalne odbicie na rynku metali – przewiduje Dębski.