Gorące ceny latem

Jak znaleźć brylant na krajowej aukcji sztuki.

Aktualizacja: 06.02.2017 20:36 Publikacja: 08.08.2015 10:00

Najdroższy w aukcyjnej ofercie jest pejzaż Mojżesza Kislinga wyceniony na 350 tys. zł. Fot. Sopocki

Najdroższy w aukcyjnej ofercie jest pejzaż Mojżesza Kislinga wyceniony na 350 tys. zł. Fot. Sopocki Dom Aukcyjny

Foto: Archiwum

Prognozowałem w styczniu, że wielką popularnością na krajowym rynku sztuki i antyków cieszyć się będą aukcje typu Varia. I jest taka co najmniej raz w miesiącu. Generalnie wystawiane są na nich przedmioty niższej klasy, obrazy niezidentyfikowanych malarzy, zastawy stołowe, różne przedmioty użytkowe. Wszystko ma względnie niskie ceny. Mają one przyciągać do rynku mniej zamożnych klientów.

W bogatych krajach, w których mieszczańskie rodziny gromadzą majątek od pokoleń, takie aukcje to okazja dla poszukiwaczy skarbów nierozpoznanych przez sprzedawcę. U nas czujny kolekcjoner też znajdzie okazję. 8 sierpnia Sopocki Dom Aukcyjny (www.sda.pl) oferuje 250 przedmiotów w cenach od 100 zł. Są np. tasaki, metalowe piersiówki, fajki z XIX wieku, tace, srebrne i porcelanowe zastawy stołowe. Za 350 zł można kupić markową skarbonkę wyprodukowaną we Lwowie w 1928 roku.

Są straszne obrazy naszych najpopularniejszych, najbardziej chodliwych artystów. Ale jest też obraz, który może się okazać skarbem, jaki odkryjemy na tej aukcji. To olejny „Portret dziewczyny" (50 na 70 cm) Stanisława Przesłańskiego (1888–1969), którego cenę ustalono na 2,8 tys. zł. Obraz nie wiadomo dlaczego powieszono wysoko pod sufitem zamiast w centralnym miejscu jako hit licytacji. Już po tym, na ile go widać, można stwierdzić, że jest to znakomite dzieło. Autor nie figuruje w „Słowniku artystów polskich" i to jest wyzwanie dla nabywcy! Ustali on losy tajemniczego malarza. Na tym m.in. polega przygoda ze sztuką.

Znalazł wymarzony skarb

W legendarnej paryskiej firmie Drouot wiele razy obserwowałem, jak po aukcji nabywca poślinionym palcem przecierał fragmenty kupionego anonimowego obrazu... Warto patrzeć na oczy takiego klienta! W jednej chwili taki człowiek się zmienia, gdy odkrywa, że za grosze kupił wymarzony skarb. Albo przynajmniej wydaje mu się, że to skarb. W Paryżu o skarby łatwiej, bo tam mieszczanie od wieków gromadzą obrazy. W salach Drouot odbywa się równocześnie kilkanaście wielkich, bogatych aukcji.

W tym roku tego typu aukcje z tańszymi przedmiotami zorganizują jeszcze Desa Unicum i Rempex. Nierzadko jest tak, że kilkaset przedmiotów oferowanych na aukcji należy do jednego właściciela. Gdyby miał je sprzedawać pojedynczo, zajęłoby by mu to sto lat.

Kiedy na jednej aukcji właściciel wystawia kilkaset lub kilkadziesiąt tanich przedmiotów, w sumie wychodzi na swoje, nawet przy cenach wywoławczych 50 zł. Tak niskie ceny nierzadko prowokują ostrą licytację i przedmiot sprzedawany jest znacznie powyżej obiektywnej wartości. Paradoksalnie, im niższa cena, tym nierzadko wyższa temperatura na aukcji.

Z kolei 15 sierpnia w Sopockim Domu Aukcyjnym odbędzie się aukcja sztuki, na której zgromadzono m.in. kilka przedmiotów o muzealnej wartości. To przede wszystkim obrazy polskich malarzy emigrantów, którzy na przełomie XIX i XX wieku wyjechali z Polski, żeby zrobić światową karierę. Jest np. „Rudowłosa" Eugeniusza Zaka z ceną 165 tys. zł. Na okładce katalogu zamieszczono „Pejzaż" Mojżesza Kislinga (cena wyw. 350 tys. zł).

Kisling (1891–1953) ukończył akademię w Krakowie, był ulubionym studentem Józefa Pankiewicza, za jego namową wyjechał do Paryża. Był legendą międzynarodowej cyganerii artystycznej. Malował akty najsłynniejszej modelki Kiki z Montparnasse.

Świadkowie opisują, jak w 1914 roku w Paryżu Kisling pojedynkował się na szable ze swoim przyjacielem, emigrantem z Polski, Leopoldem Gottliebem. Sekundantem naszego bohatera był sławny meksykański artysta Diego de Rivera. Raniony Kisling miał wykrzyknąć, że to czwarty rozbiór Polski! Niektórzy wspominają, że te słowa wykrzyknął malarz Amadeo Modigliani, przyjaciel Kislinga.

Po pojedynku panowie popili. Kisling był synem ubogiego krawca, Gottlieb zaś bogatego nafciarza z Drochobycza. Do historii polskiego malarstwa przeszedł jako autor setek rysunków dokumentujących życie Legionów, bo był legionistą. Oferowany „Pejzaż" Kislinga ma bogatą proweniencję. Wynika z niej, że często wystawiany był w Japonii.

Aukcja goni aukcję

Na aukcji w Sopocie będzie też ciekawa porcelana. Wykonaną w Miśni figurę króla polskiego Augusta III Sasa zaprojektował sam Johann Joachim Kändler. Dekoracyjna figura ma 45 cm wysokości, pochodzi z około 1850 roku, jej licytacja rozpocznie się od 13 tys. zł. Są w ofercie dzieła klasyków powojennej sztuki, np. Jerzego Nowosielskiego, Tadeusza Brzozowskiego, Henryka Stażewskiego czy Igora Mitoraja.

Warta uwagi jest rzeźba z terakoty Ryszarda Stryjca (1932–1997). Artysta znany jest przede wszystkim jako mistrz grafiki. Jego grafiki cieszyły się wielkim powodzeniem zwłaszcza na rynku niemieckim, gdzie nazywano go „polskim Dürerem".

Tydzień temu sygnalizowałem, że w tym roku latem odbędzie się w kraju rekordowa liczba aukcji. W lipcu było ich 13, w sierpniu ma być osiem, podczas gdy w poprzednich latach w tym samym czasie zwykle organizowano najwyżej trzy aukcje. W ramach poprawności politycznej i propagandy sukcesu wypada mówić, że to hossa, dowód wielkiej witalności rynku. Jest tylko jeden odwieczny polski problem, to znaczy nie ma podaży towaru.

Faktem jest, że coraz częściej na krajowych aukcjach pojawiają się powtórki. Wystawiane są przedmioty, które ostatnio oferowano już gdzie indziej. W całym roku ma być też zdecydowanie więcej aukcji. Antykwariusze chcą zwiększyć obroty. Może bardziej opłaca się popracować nad pozyskaniem nowych klientów? Polacy kupują tylko polonika. Może opłaca się wychować nowych miłośników sztuki, którzy kupować będą dostępną sztukę o wartości ponadnarodowej? Może to uratuje rynek?

15 sierpnia firma z Sopotu organizuje także aukcję najmłodszej sztuki, na której wszystkie ceny wywoławcze wynoszą 500 zł. Na poprzedniej aukcji młodych w Sopocie obraz Sandry Arabskiej kupiono za rekordową cenę 21 tys. zł. Przypomnę, że średnia cena sprzedaży na tego typu aukcjach wynosi około 1,5 tys. zł. Aukcje te zaczęto organizować w 2008 roku.

To 53. z kolei aukcja najmłodszej sztuki Sopockiego Domu Aukcyjnego. Inne domy aukcyjne systematycznie co roku zwiększają liczbę tego typu aukcji. Powstają także nowe firmy, które liczą na zyski w tej dziedzinie. Na przykład nowa firma ze stolicy Art in House (www.artinhouse.pl) 9 sierpnia zorganizuje w Sopocie wyjazdową aukcję malarstwa najmłodszych.

Tu też pojawia się problem typowy dla naszego niedojrzałego rynku. Mianowicie krajowe aukcje najmłodszej sztuki obsługuje wąska grupa tych samych malarzy. Pracują jak na akord, niektórzy wykonują co miesiąc po tysiąc procent normy. Co miesiąc wstawiają nowe obrazy na aukcje do konkurujących z sobą firm.

Kiedy ci malarze dostaną zadyszki? Kiedy dostanie jej rynek? Jak w tego typu produkcji znaleźć brylant? Nie chodzi nawet o zyski finansowe z lokaty w obraz, ale o codzienną radość dla oczu.

Dlaczego jest tak, że malarze nie są wierni jednej galerii? Pewnie dlatego, że na naszym młodym rynku marszandzi nie mają kapitału obrotowego, nie są w stanie zapewnić skutecznej promocji w kraju, tym bardziej w świecie. W Polsce malowanie dla jednego marszanda nie jest dla młodego artysty trampoliną do sukcesu finansowego i artystycznego.

Na koniec zdradzę tajemnicę wojskową! Dowcip polega na tym, że oficjalnie są to aukcje najmłodszej sztuki, choć malarze nierzadko mają po 60 lat...

[email protected]

Parkiet PLUS
Pierwsza fuzja na Catalyst nie tworzy zbyt wielu okazji
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Parkiet PLUS
Wall Street – od euforii do technicznego wyprzedania
Parkiet PLUS
Polacy pozytywnie postrzegają stokenizowane płatności
Parkiet PLUS
Jan Strzelecki z PIE: Jesteśmy na początku "próby Trumpa"
Parkiet PLUS
Co z Ukrainą. Sobolewski z Pracodawcy RP: Samo zawieszenie broni nie wystarczy
Parkiet PLUS
Pokojowa bańka, czyli nadzieje i realia końca wojny o Ukrainę