Złotówka za tysiąc złotych

Pół miliona kosztuje oryginał, falsyfikat tylko 5 tys. zł.

Aktualizacja: 06.02.2017 20:00 Publikacja: 29.08.2015 13:30

Na 10 tys. zł wyceniono unikatowy egzemplarz banknotu, który nie został wprowadzony do obiegu w lata

Na 10 tys. zł wyceniono unikatowy egzemplarz banknotu, który nie został wprowadzony do obiegu w latach 60. XX w. Fot. Warszawskie Centrum Numizmatyczne

Foto: Archiwum

Mamy dobrą okazję do edukacji na rynku numizmatów. 12 września odbędzie się katalogowa aukcja internetowa Warszawskiego Centrum Numizmatycznego (www.wcn.pl). Za 60 tys. zł można kupić wyjątkowo rzadki denar Bolesława Chrobrego, który zdobi okładkę. To zaledwie drugi egzemplarz, który pojawił się w sprzedaży od czasów II wojny światowej.

Każdy, kto zamierza zbierać numizmaty lub inwestować na tym rynku, powinien przeczytać obszerny katalogowy opis denara. Dowiadujemy się, jak na przestrzeni 100 lat kolejni specjaliści zmieniali charakterystykę tej monety.

Zachwyca już sama retoryka katalogowego opisu. Czytamy o „niebotycznie" lepszym stanie zachowania oferowanego egzemplarza od tego typu denara, który sprzedano w latach 40. XX w. Wybite na monecie imiona są „rewelacyjnie" czytelne.

Wchodząc w branżę numizmatyczną, wkraczamy w inny świat. Nie tylko uporządkowanej wiedzy, ale również wielkich emocji. Warto spokojnie, systematycznie przygotowywać się do udanego debiutu. W ofercie są także rzadkie monety po 100 zł!

Trafiły na aukcję kolejne bony dolarowe PKO z czasów Polski Ludowej. Umożliwiały one zakup luksusowych towarów w Peweksie. Bony o nominałach 1–5 dolarów mają ceny wywoławcze 200–600 zł. Większość Polaków nie zdaje sobie sprawy, że za taki przysłowiowy świstek można dostać tyle pieniędzy. Starzy ludzie trzymają w domach bony PKO, ale nadają im wartość jedynie sentymentalną. Taki bon w wyniku licytacji nierzadko uzyskuje cenę wyższą od przeciętnej renty lub emerytury.

Rośnie liczba kolekcjonerów

Aluminiowa złotówka z 1967 roku kosztuje 1 tys. zł. Każdy laik wyrzuci tak marną monetę do śmieci.

Megapopularny banknot o nominale 500 zł z 1948 roku z wizerunkiem górnika ma cenę wywoławczą 1 tys. zł. Oczywiście jest w doskonałym stanie, jest to interesująca kolekcjonerów odmiana. Taki banknot może poniewierać się w czyimś domu, a właściciel nie zdaje sobie sprawy z jego wartości antykwarycznej. Choćby dlatego warto przeglądać katalogi numizmatyczne, bo może dzięki lekturze odkryjemy w swoim domu skarb.

Na co komu taka złotówka za tysiąc złotych? Czy pasja kolekcjonerska kiedykolwiek przeminie? Cały czas przybywa kolekcjonerów numizmatów. Zwłaszcza w najniższym przedziale cenowym do 500 zł. Oni systematycznie awansują do droższych zakupów.

Przeciętny obywatel nie zdaje sobie sprawy z wysokiej ceny tzw. pieniędzy zastępczych. W różnych momentach historycznych, np. po wybuchu I wojny światowej, na rynku brakowało banknotów lub monet o określonych nominałach. Wówczas niektóre miasta zyskiwały prawo emitowania pieniędzy zastępczych. Są w katalogu pieniądze zastępcze emitowane przez majątek w Ruszowie wycenione po 300–500 zł. Takimi banknotami płacono pracownikom najemnym. Papier jest tandetny, słaby czarno-biały druk, wymiary ok. 2 na 4 cm.

Te druczki z reguły są nieefektowne, laik na pewno je zlekceważy. Na aukcji osiągają ceny nierzadko kilka tysięcy złotych. Warto w katalogu obejrzeć doskonałe reprodukcje. Może szczęśliwie skojarzymy, że podobne papierki poniewierają się w pudle, gdzie złożyliśmy archiwum po pradziadku.

Zacząłem jak zwykle od numizmatów, które nie wyglądają na to, że są coś warte. Denar Chrobrego (cena wyw. 60 tys. zł) wygląda szkaradnie. Nie schyliłbym się po niego na ulicy...

Są w ofercie numizmaty, których na pewno nie zlekceważymy. Kiedy patrzymy na dukat koronny z 1671 roku, to od razu intryguje nas wizerunek na monecie. Ktoś pomyśli, że na dukacie uwieczniono kobietę. To zniewieściały król Michał Korybut Wiśniowiecki (ilustracja poniżej). Zachęcam do lektury opisu dukata. To falsyfikat(!) z ok. 1865 roku. Przykład ten pokazuje, jak fascynujący jest rynek numizmatów.

Dziś kolekcjonerzy świadomie i celowo zbierają dawne fałszerstwa. W katalogu podano nazwisko fałszerza z XIX w., który produkował falsyfikaty, żeby oszukać kolekcjonerów. Czytamy, że podobne falsyfikaty były w Ossolineum i w kolekcji Potockich. Takie cudo kosztuje 5 tys. zł. Oryginał miałby cenę ok. pół miliona złotych. W katalogu jest ponad tysiąc numizmatów. Wiele z nich ma równie intrygującą historię.

Co by było, gdyby teraz ktoś dla kawału powiadomił policję, że antykwariat wystawił na sprzedaż falsyfikat? Oczywiście w katalogu jasno, precyzyjnie, jednoznacznie opisany jest jako pradawna podróbka. Co by jednak zrobił nadgorliwy lub niekompetentny komisarz policji?

Monetę sprzedać od ręki

Powodzenie branży numizmatycznej wynika m.in. z faktu, że monety kolekcjonerskie lub inwestycyjne są towarem zdecydowanie bardziej płynnym niż obrazy. Antykwariusz lub zaawansowany kolekcjoner cały czas ma przed oczami chętnych, którzy czekają na rzadkie monety. Taką monetę można sprzedać od ręki. Sprzedaż nawet muzealnej klasy obrazu, jak wynika z praktyki, wymaga wielomiesięcznych starań.

Są w ofercie Warszawskiego Centrum Numizmatycznego historyczne papiery wartościowe w cenach od 100 zł do 7,5 tys. zł. Są też numizmaty ze wspólnej historii Polski i Rosji. Wysoką cenę 20 tys. zł mają 3 ruble z 1837 roku, ponieważ moneta została wybita w Warszawie, a nie w Rosji, dlatego należy do rzadkości.

Niektóre medale nadają się wprost do czytania. Uwzględniono na nich dziesiątki szczegółów, które przedstawiono w precyzyjny sposób. Na przykład medal z 1660 roku upamiętnia zawarcie pokoju w Oliwie. Ile tam szczegółów architektury, pejzażu, ile postaci, ile symboli. Licytacja zacznie się od 20 tys. zł. Panuje opinia, że medale nie zostały jeszcze w pełni odkryte przez kolekcjonerów.

Są monety wybitnie eleganckie. To np. tzw. klipa, 10 zł z 1934 roku z Piłsudskim (wyw. 15 tys. zł). Podobno monety te chętnie kupowane są na symboliczne prezenty. Zastanawiam się, komu można dać taki prezent o wartości patriotycznej?

W ofercie zasługują na uwagę projekty banknotów, które nie weszły do obiegu. 10 tys. zł kosztuje banknot z 1964 roku o nominale 50 zł (ilustracja powyżej). To jeden z pierwszych projektów wybitnego grafika Andrzeja Heidricha. Są także malarskie, a nie drukarskie, wersje projektów. 2 tys. zł kosztuje namalowany projekt banknotu o nominale 50 zł z 1931 roku.

Z większych aukcji katalogowych warto zasygnalizować aukcję Antykwariatu Michała Niemczyka (www.numizmatyka.waw.pl), która odbędzie się 3 października. Z kolei 21 listopada odbędzie się aukcja monet, medali i odznak w krakowskiej Desie (www.desa.art.pl). Warszawskie Centrum Numizmatyczne i firma Michała Niemczyka co tydzień organizują aukcje internetowe bez katalogu. Świadczy to o wielkim potencjale branży.

Na koniec powtórzę dwie stałe przestrogi. Po pierwsze, pod żadnym pozorem nie korzystajcie z usług anonimowych „antykwariuszy", którzy w miastach masowo rozlepiają oferty zakupu antyków i rzekomo płacą gotówką.

Takie prywatne ogłoszenia nalepiane są na drzwi klatek schodowych, na parapety sklepów spożywczych. Trudno oczekiwać, że anonimowy nabywca poinformuje sprzedającego, jaka jest realna cena numizmatu lub innego antyku. Jeśli nawet sprzedający uświadomi sobie, że został oszukany, to odnalezienie sprawcy oszustwa jest trudne lub niemożliwe, a jeszcze trudniejsze jest udowodnienie, że świadomie nas oszukał.

Druga przestroga jest równie banalna. Nie czyśćmy monet, biżuterii, antyków z metali! Moneta bez patyny traci wartość antykwaryczną.

[email protected]

Parkiet PLUS
W kolejnych miesiącach KGHM nie zaskoczy pozytywnie wynikami
Parkiet PLUS
Tomasz Matras, TFI PZU: 2025 r. zapowiada się dobrze dla akcji, szczególnie polskich
Parkiet PLUS
Giełdowe firmy biotechnologiczne wkraczają w nowy etap
Parkiet PLUS
JSW kupuje czas, sięga po oszczędności. Te wkrótce się skończą
Parkiet PLUS
Kraje OPEC straciły kontrolę nad rynkiem
Parkiet PLUS
Przed nami statystycznie najtrudniejszy dla akcji miesiąc roku