Niemal siedem lat po upadku Lehman Brothers i cztery lata po krachu w 2011 roku wszyscy się zapewne zastanawiają, czy najnowsze tąpnięcie to pierwszy akt dramatu na wzór tego pierwszego przypadku czy raczej jednorazowa mocna korekta na wzór tego drugiego.
W ciągu tych kilku dramatycznych dni analizowaliśmy rozmaite zjawiska rozgrywające się na rynkach i w ich otoczeniu. Trudno byłoby zmieścić wszystkie te rozważania w jednym artykule. Wspomnijmy tu tylko pokrótce o kwestiach takich jak dynamika ostatniej przeceny (w ciągu pięciu sesji amerykański S&P 500 spadł o ponad 10 proc. – w przeszłości takie przypadki były stosunkowo rzadkie i świadczyły o tym, że korekta spadkowa w trakcie hossy/fala spadkowa w trakcie bessy jest już bardzo zaawansowana; identyczne wnioski dotyczą GPW) czy też wskaźniki nastrojów (VIX, czyli „indeks strachu", w szczytowym momencie przekroczył pułap 40 pkt i niewiele zabrakło mu do maksimów odnotowanych w trakcie krachu w VIII–IX 2011 r.).
Tąpnięcie a wyceny spółek
Nie będziemy się dogłębnie rozpisywać na temat tego, że podwyższona nerwowość na rynkach prawdopodobnie skłoni Fed do rezygnacji z wrześniowego terminu podwyżki stóp procentowych i poczekania na dane makro, które pokazałyby wpływ chińskiego spowolnienia na gospodarkę USA.
Niniejszą analizę poświęcimy natomiast przede wszystkim tzw. fundamentom: wycenom akcji i zyskom spółek. Także na tym obszarze ostatnie tąpnięcie przyniosło bardzo istotne wydarzenia.
Zacznijmy od tego, że – szczególnie w przypadku modnych w ostatnich latach rynków rozwiniętych takich jak USA czy Niemcy – tąpnięcie poprzedzone było wywindowaniem wskaźników wycen do poziomów najwyższych od lat, nawet o kilkadziesiąt procent wyższych od np. dziesięcioletnich średnich.