Spójrzmy na teoretycznie najbardziej miarodajny wskaźnik potencjału poszczególnych reprezentacji, jakim jest ogólnoświatowy ranking FIFA. Na stronie federacji czytamy, że „celem rankingu jest jak najwierniejsze odzwierciedlenie układu sił panujących w światowym futbolu".
Biorąc pod uwagę wyłącznie europejskie drużyny, w ósemce Euro 2016 oprócz Niemiec, Francji, Belgii i Portugalii powinny się znaleźć jeszcze cztery inne drużyny. Pierwszy wielki nieobecny to obrońca tytułu, czyli Hiszpania. Podopieczni trenera Vicente'a del Bosque – zajmujący szóste miejsce w globalnym ranking FIFA i trzecią lokatę w Europie – odpadli zaraz po wyjściu z grupy. Wiadomo, że nie powtórzą sukcesu sprzed czterech lat.
Drugie zaskoczenie to postawa Austrii, która zajmuje piąte miejsce w rankingu europejskim. Austriacy jako jedyni na Starym Kontynencie nie przegrali ani jednego meczu w eliminacjach. Przed turniejem wielu ekspertów uznawało ich za czarnego konia. Boisko brutalnie zweryfikowało te wygórowane oczekiwania. Zespół nie wygrał ani jednego meczu, zajmując ostatnie miejsce w grupie.
Trzecia „porażka" tych mistrzostw to Anglia, która w rankingu FIFA zajmuje szóstą lokatę w Europie. Wyspiarze męczyli się już w fazie grupowej ze słabiutkimi Rosją i Słowacją. Z turniejem pożegnali się na etapie 1/8 finału. Zdaniem angielskich kibiców porażka z Islandią to – obok przegranej na mundialu w 1950 r. z USA – największa kompromitacja w historii krajowego futbolu.
W teorii miejsce w ćwierćfinale powinni mieć także Szwajcarzy. Helweci zajmują bowiem ósmą pozycję w rankingu europejskim. Z dalszej gry wyeliminowała ich Polska. Nasza drużyna zajmuje dopiero 27. miejsce w globalnym rankingu FIFA oraz 17. lokatę w Europie. Spoglądając wyłącznie na ranking, w teorii Polacy nie powinni nawet wyjść z grupy i grać w fazie pucharowej, do której awansowało 16 ekip.