Ropa w pułapce na niedźwiedzie

Po silnym odbiciu nadeszła duża korekta. Analitycy widzą potencjał do powrotu zwyżek na rynek naftowy, ale ich prognozy mają sporo zastrzeżeń. Kluczową kwestią jest nadwyżka zapasów.

Publikacja: 15.08.2016 11:20

Dla wielu państw produkujących ropę czas prosperity już minął. Muszą więc dostosować swoje budżety d

Dla wielu państw produkujących ropę czas prosperity już minął. Muszą więc dostosować swoje budżety do malejących naftowych przychodów. Pewna epoka się kończy.

Foto: Archiwum

Rynek naftowy otarł się o bessę. Cena ropy gatunku Brent spadła od szczytu z 8 czerwca do 2 sierpnia o 20,4 proc. Od tej pory odbiła się o blisko 8 proc. I coraz częściej słychać, że do końca roku może pozostać na poziomie między 40 a 50 USD za baryłkę. I chyba nie jest to zła wiadomość. Cena baryłki surowca bliska 45 USD jest o około 60 proc. wyższa niż w dołku ze stycznia, co daje szansę na złapanie oddechu wielu spółkom naftowym (w tym amerykańskim producentom ropy łupkowej), a jednocześnie jest o ponad 10 proc. niższa niż rok temu i ponad 60 proc. mniejsza niż w czerwcu 2014 r. W portfelach kierowców tankujących paliwo na stacjach zostaje więc więcej pieniędzy, które mogą pobudzać gospodarkę. Co prawda państwa takie jak Wenezuela, Arabia Saudyjska czy Rosja muszą ograniczać swoje wydatki budżetowe, ale (poza Wenezuelą), kryzys nie osiągnął w nich jeszcze dramatycznego poziomu. Mogą one się też pocieszać, że sytuacja na rynku naftowym nie powinna się już dla nich znacząco pogorszyć.

Podaż nadal jest zbyt duża

– Inwestorzy zainteresowani krótkimi pozycjami ponownie zainteresowali się notowaniami ropy naftowej z uwagi na rosnącą globalną produkcję oraz zwiększające się zapasy surowca. Produkcja w USA ustabilizowała się, ale rośnie podaż w krajach OPEC oraz Rosji. W rezultacie proces uzupełniania zapasów został ponownie opóźniony, co oznacza niższe ceny przez dłuższy czas – mówi „Parkietowi" Ole Hansen, szef działu strategii rynków towarowych Saxo Banku.

Jednym z sygnałów do widocznej w czerwcu, lipcu i na początku sierpnia przeceny na rynku naftowym były dane mówiące o nadzwyczaj dużych jak na ruchliwy sezon wakacyjny zapasach benzyny w USA. Rafinerie wykorzystały ostry spadek cen na początku roku do gromadzenia zapasów taniej ropy, z której produkowali tańszą benzynę. W późniejszych miesiącach nadmierna podaż na rynku ropy się zmniejszyła (m.in. z powodu uszkodzeń rurociągów w Nigerii, nasilenia wojny domowej w Libii oraz wielkich pożarów lasów zagrażających polom wydobywczym w Kanadzie). Podaż benzyny oraz innych produktów przetwórstwa ropy się jednak zwiększyła. Zmniejszenie tej nadwyżki może zająć rynkowi kilka miesięcy, a to oznacza ograniczenie popytu na surowiec.

– Faktem jest, że rynek zapędził się w wiosennym odbiciu wraz z rosnącym przekonaniem, że spadająca produkcja w USA i przejściowe problemy z podażą surowca (pożary w Kanadzie, napięcia wewnętrzne w Libii i Nigerii) pozwolą na zrównoważenie rynku surowca szybciej niż pierwotnie zakładano. Teraz wychodzi jednak, że zapasy surowca w USA nadal są rekordowe, a dynamiczne zwyżki cen przełożyły się także na reaktywację części wież wiertniczych w Stanach Zjednoczonych i wznowienie zaniechanych projektów inwestycyjnych – mówi „Parkietowi" Konrad Białas, główny ekonomista TMS Brokers.

– Od tygodnia ceny rosną, ale nadal utrzymują się w ramach kanału spadkowego. Dopiero jego przekroczenie będzie świadczyło o trwalszej zmianie trendu. W drugiej połowie sierpnia możliwe są zatem spadki, ich zakres nie powinien przebić dna z lutego 2016 r. – wskazuje w rozmowie z „Parkietem" Konrad Grzelec, analityk BGŻOptima.

O ile popyt znacząco nie rośnie, o tyle dużych zagrożeń dla podaży nie widać na horyzoncie. Gdy na jesieni 2014 r. Arabia Saudyjska postanowiła się zaangażować w wojnę cenową, liczyła, że zwiększając swoją produkcję, zbije ceny tak nisko, że będą masowo upadać amerykańskie i kanadyjskie spółki wydobywające ropę łupkową. To się udało tylko częściowo. Co prawda doszło do fali bankructw w sektorze w USA, ale z rynku odpadały głównie mocno zlewarowane firmy wydobywające ropę ze złóż trudniejszych w eksploatacji. Inni gracze mocno cięli zaś koszty i zwiększali wydajność dzięki postępowi technicznemu. Analitycy Wood Mackenzie wyliczyli, że można „wyjść na zero", wydobywając ropę łupkową z wielu złóż, jeśli cena surowca wynosi zaledwie 35 USD za baryłkę. Producenci mogą więc sobie poradzić z cenami na poziomie z lutego. Trwająca od 2014 r. wojna cenowa nie powstrzymała łupkowej rewolucji, ale sprawiła, że porzucono wiele drogich (i jak się okazuje niepotrzebnych) projektów wydobywczych w Arktyce i z morskiego dna. Analitycy z firmy IHS szacują, że przez to inwestycje w wydobycie surowca w latach 2014–2020 będą o 1,8 bln USD niższe, niż się wcześniej spodziewano.

Równoważące się siły

O ile wielu analityków spodziewa się wzrostu cen ropy w nadchodzących miesiącach, o tyle ich prognozy zawierają wiele zastrzeżeń dotyczących zwykle kwestii wielkości zapasów. O tym, jak niepewna jest sytuacja, może choćby świadczyć duży rozstrzał pomiędzy scenariuszami przygotowywanymi nawet przez te same zespoły analityczne.

– Zdaniem analityków z Bank of America Merrill Lynch w kilkuletniej perspektywie możemy obserwować cenę ropy w bardzo szerokim zakresie wahań, z cenami minimalnymi na poziomie 30, a maksymalnymi na poziomie nawet 90 dolarów. Z kolei RBC Capital Markets prognozuje, że jeszcze przed końcem roku cena ropy może przekroczyć poziom 50 dolarów za baryłkę, natomiast w 2017 r. może osiągnąć poziom 70 dolarów. Obecnie siły popytu i podaży na rynku ropy naftowej wydają się w miarę zrównoważone. Prognoza Domu Maklerskiego BGŻ BNP Paribas dla cen zarówno ropy Brent, jak i WTI, szacuje się w przedziale 45–55 dolarów za baryłkę do końca 2016 roku – twierdzi Grzelec.

– Do lipca ceny ropy wspierały spadające zapasy ropy, jednak negatywne dla rynku były utrzymujące się wysokie zapasy produktów ropopochodnych. Trudno będzie się pozbyć tej nadwyżki – proces ten może okazać się dłuższy niż oczekiwano, co utrudni notowaniom surowca potencjalne zwyżki. Prognozujemy, że ceny ropy mogą zakończyć ten rok na poziomie około 55 USD, a następnie wzrosnąć w 2017 r. Wszystko zależy jednak od zapasów – jeśli będą się one utrzymywać na wysokich poziomach przez dłuższy czas, oraz jeśli produkcja w USA nie spadnie, to notowaniom będzie trudno silnie pokonać barierę 50 USD do końca roku – prognozuje Hansen.

O zwyżki łatwiej będzie w przyszłym roku w związku z możliwą poprawą sytuacji w światowej gospodarce i większym popytem ze strony gospodarek wschodzących. – Na rynek ropy nadeszło ostudzenie optymizmu, a sezonowy przestój przerobu ropy w związku z pracami konserwacyjnymi w rafineriach będzie utrzymywał zapasy ropy na podwyższonym poziomie. To sugeruje, że w kolejnych tygodniach będzie trudno o mocniejsze odbicie cen ropy, ale do końca roku oczekujemy powrotu ceny WTI bliżej 50 USD. Popyt na ropę ze strony rynków wschodzących zwiększa się, co powinno doprowadzać do zniwelowania nadpodaży surowca; jeśli nie do końca tego roku, to na początku 2017 r. Ostatni raport Międzynarodowej Agencji Energii potwierdza te oczekiwania – wskazuje Białas.

Ceny ropy nie zależą jednak tylko od prostej relacji między popytem i podażą. W analizach dotyczących rynku naftowego analitycy muszą uwzględnić również kurs dolara i politykę Fedu, która na razie jest sporą niewiadomą. – Historycznie patrząc, dolar amerykański i ropa są ze sobą ujemnie skorelowane: umacnianiu się dolara towarzyszył zwykle spadek cen ropy, natomiast mocny dolar oznaczał spadek cen surowca. Wzrost wartości dolara oznacza wzrost cen ropy w krajach importujących, a to przekłada się na niższy popyt w tych krajach i presję na obniżkę ceny. W efekcie państwa importujące ten surowiec akceptowały jego niższą cenę, o ile zyskiwały wyrównanie w postaci wyższych wpływów w walucie krajowej. Podwyżki stóp procentowych w USA – o ile i kiedy do nich dojdzie – spowodują umocnienie się amerykańskiej waluty, a tym samym powinny być czynnikiem sprowadzającym w dół ceny ropy – przypomina Grzelec.

W przypadku ropy można śmiało jednak zaryzykować pewną hipotezę: rynek nie powróci już na poziomy cen z ostatniego supercyklu surowcowego. Zbliżenie się nawet do poziomu 90 USD za baryłkę będzie niezwykle trudne ze względu na duże moce produkcyjne amerykańskich i kanadyjskich producentów ropy z łupków. Nie zapominajmy też, że po technologię szczelinowania hydraulicznego coraz szerzej sięgają również koncerny naftowe z innych krajów – w tym z Chin. Świat przerzuca się też na coraz bardziej energooszczędne rozwiązania, a wzrost gospodarczy w wielu krajach jeszcze długo będzie „przytłumiony" – popyt mocno więc nie skoczy. Ropę w cenie 150 USD za baryłkę może więc zobaczymy dopiero, jeśli wartość dolara gwałtownie się załamie. Era tego paliwa zbliża się już ku końcowi.

[email protected]

Parkiet PLUS
Sytuacja dobra, zła czy średnia?
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Parkiet PLUS
Pierwsza fuzja na Catalyst nie tworzy zbyt wielu okazji
Parkiet PLUS
Wall Street – od euforii do technicznego wyprzedania
Parkiet PLUS
Polacy pozytywnie postrzegają stokenizowane płatności
Parkiet PLUS
Jan Strzelecki z PIE: Jesteśmy na początku "próby Trumpa"
Parkiet PLUS
Co z Ukrainą. Sobolewski z Pracodawcy RP: Samo zawieszenie broni nie wystarczy