Prognozy rządu z początku tego roku, wedle których gospodarka miała powiększyć się o 3,8 proc., już po pierwszej połowie roku straciły aktualność. Projektując budżet na przyszły rok, rząd był już ostrożniejszy, założył wzrost PKB o 3,6 proc. W świetle prognoz Pekao, to i tak założenie optymistyczne.
To prawda, obecnie zakładamy, że w przyszłym roku PKB wzrośnie o 3,3 proc., po ok. 3 proc. w tym roku. Przyznaję jednak, że nasza prognoza na przyszły rok jest dość konserwatywna. Na początku tego roku oczekiwaliśmy, że tempo wzrostu sięgnie 3,7 proc. Zakładaliśmy wtedy niemal 6-proc. tempo wzrostu inwestycji. Było wprawdzie wiadomo, że będą pewne opóźnienia w inwestycjach realizowanych przez spółki z udziałem Skarbu Państwa, związane z wymianą zarządów. Do przewidzenia były też jakieś opóźnienia w inwestycjach współfinansowanych z funduszy unijnych – jednak teraz już wiemy, że tych inwestycji z nowych środków w tym roku praktycznie nie będzie. Tym jednak, co nas kompletnie zaskoczyło, była skala wstrzymywania się z inwestycjami w sektorze prywatnym. I to jest teraz także największy znak zapytania, jeśli chodzi o prognozy na przyszły rok.
W pierwszych dwóch kwartałach roku inwestycje ogółem malały w ujęciu rok do roku, ale inwestycje w sektorze prywatnym akurat rosły.
Tak, ale wyraźnie wolniej, niż można było oczekiwać, biorąc pod uwagę uwarunkowania. Sektor prywatny w ostatnich latach inwestował bardzo mało, jeśli chodzi o inwestycje per capita, w latach 2010–2014 byliśmy w ogonie UE. Do tego wykorzystanie mocy produkcyjnych jest wysokie, polski majątek wytwórczy należy do najbardziej zamortyzowanych w całej UE, a firmy mają spore zakumulowane zyski z poprzednich lat i przyzwoite marże obecnie. Do tego mamy niedowartościowanego złotego, z jednej strony sprzyjającego eksporterom, a z drugiej ograniczającego atrakcyjność importu na rynku krajowym. To są czynniki, które powinny sprzyjać inwestycjom. Ale pojawił się dodatkowy czynnik: niepewność regulacyjna, która paraliżuje przedsiębiorców. Wciąż nie są jasne kierunki polityki gospodarczej rządu, czekają nas poważne zmiany w podatkach (połączenie składek ZUS i podatku PIT), poprawa ściągalności podatków zaś oraz zaostrzanie prawa, jeśli chodzi o karanie pewnych przestępstw gospodarczych – co pewnie jest potrzebne – rodzi obawy także wśród uczciwych przedsiębiorców, skłaniając do odraczania decyzji inwestycyjnych. Obecnie zakładamy, że w przyszłym roku inwestycje będą rosły w tempie nieco ponad 5 proc., ale jeśli rządowi udałoby się istotnie zmniejszyć poziom niepewności, a do tego wprowadzić jakieś ulgi podatkowe dla inwestujących firm, co byłoby zgodne z zapowiedziami przedwyborczymi oraz celami planu Morawieckiego (zwiększenie inwestycji do 25 proc. PKB), to przyspieszenie w inwestycjach może być dużo silniejsze i wtedy wzrost PKB w 2017 r. może zaskoczyć na plus.
Załamanie inwestycji w I połowie roku to główna przyczyna rozczarowującego wzrostu PKB, ale pewnym zaskoczeniem jest też chyba stosunkowo niemrawy wzrost konsumpcji?