Złoto – rosyjski przedmiot kultu

Surowce › Bank Rosji w ostatnich miesiącach mocno przyspieszył zakupy złota. Inwestorzy zaczęli się zastanawiać, na jaki wstrząs się przygotowuje. Odżyły przez to teorie o rychłym krachu dolara.

Aktualizacja: 11.08.2018 12:11 Publikacja: 11.08.2018 11:42

Rosyjski bank centralny, podobnie jak jego chiński odpowiednik, bardzo mocno wierzy w siłę złota, ch

Rosyjski bank centralny, podobnie jak jego chiński odpowiednik, bardzo mocno wierzy w siłę złota, choć popyt na ten kruszec słabł na świecie w ostatnich kwartałach.

Foto: AFP

2018 rok jak dotąd okazał się dosyć kiepski na rynku złota. Cena kruszcu spadła od początku roku o ponad 7 proc. i w tym tygodniu sięgnęła nieco ponad 1200 USD za uncję, czyli najniższego poziomu od zimy 2017 r. Według danych World Gold Council cały światowy popyt na złoto wyniósł w pierwszym półroczu 1959,9 tony, czyli był najsłabszy od 2009 r. W drugim kwartale wyniósł 964,3 tony. Z tego na popyt na biżuterię przypadało 510,3 tony, na sztabki i monety 247,6 tony, na popyt technologiczny 83,3 tony, na złote ETF 33,8 tony, a na popyt ze strony banków centralnych 89,4 tony. Żadna z tych kategorii nie odnotowała znaczącego wzrostu w drugim kwartale. Nawet popyt ze strony banków centralnych spadł: o 7 proc., licząc rok do roku. Zakupy dokonywane przez banki centralne były zaś głównie zdominowane przez Rosję. Bank Rosji kupił w drugim kwartale 53,2 tony złota, czyli aż 49 proc. więcej niż w takim samym okresie rok wcześniej. Instytucja ta jest obecnie największą „złotą pluskwą" (czyli maniakiem tego kruszcu) na świecie. Od początku roku skupiła 106 ton surowca, jednocześnie zmniejszając swój portfel amerykańskich obligacji w pierwszym półroczu z 92 do 14,9 mld USD. Rezerwy kruszcu w skarbcu Banku Rosji sięgnęły 1994 ton, gdy jeszcze dziesięć lat temu były mniejsze niż 500 ton. Ich udział w aktywach rezerwowych banku centralnego zwiększył się w tym czasie z 2,5 proc. do 17 proc. Z jakiegoś powodu Rosja skupuje na potęgę złoto, a jednocześnie wyprzedaje aktywa denominowane w dolarach. I robi to, choć przecież notowania złota są od blisko pięciu lat w trendzie bocznym, a dolar zyskał w tym czasie około 100 proc. wobec rubla. Czyżby więc kierownictwo rosyjskiego banku centralnego spodziewało się wielkiego wstrząsu, po którym dolar się załamie, a złoto gwałtownie zyska na wartości?

Wielki reset

Rosyjska propaganda kierowana do zagranicznych odbiorców od wielu lat wieszczy upadek systemu dolara. Na stronach internetowych telewizji Russia Today czy radia Sputnik można więc znaleźć wiele artykułów mówiących, że dolar się chwieje, a ostateczny cios zadadzą mu kraje BRICS (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny i RPA), promując wymianę handlową we własnych walutach i jednocześnie gromadząc zapasy złota.

Foto: GG Parkiet

– Co ciekawe, zarówno Rosja, jak i Chiny publicznie mocno nagłaśniają fakt, że gromadzą złoto i zaliczają ten kruszec do swoich strategicznych aktywów monetarnych. Nie robią z tego sekretu. W odróżnieniu od nich USA określają bardziej lekceważąco strategiczną wagę złota. Jeśli Rosja i Chiny pokazałyby, że wspólnie posiadają więcej kruszcu niż USA, to byłby symboliczny cios w dolara i pozycję Stanów w systemie globalnej hegemonii – przekonuje w rozmowie z Russia Today Ronan Manly, ekspert z singapurskiej firmy BullionStar.

– Ponieważ Moskwa i Pekin rozumieją, że USA kontrolują świat za pomocą dolara, chcą zdystansować się od tej kontroli za pomocą standardu złota 2.0. – twierdzi Claudio Grass, analityk z firmy Precious Metal Advisory Switzerland.

W teorii mówiącej o budowie nowego standardu złota przez Rosję i Chiny jest jednak poważna dziura: Stany Zjednoczone są wciąż krajem mającym kilkakrotnie większe zasoby złota od nich. Według danych World Gold Council w sierpniu 2018 r. USA dysponowały rezerwami kruszcu wynoszącymi 8135,5 tony. Chiny posiadały ich 1842,6 tony. Złoto stanowi aż 74,5 proc. amerykańskich rezerw walutowych, gdy jego udział w chińskich rezerwach wynosi jedynie 2,3 proc. Rosja, nawet wspólnie z Chinami, nie jest w stanie stworzyć nowego standardu złota. Gdyby budowa tego systemu została uruchomiona, to nie dałoby się w niej pominąć Stanów Zjednoczonych oraz państw będących ich sojusznikami (np. Japonii czy Arabii Saudyjskiej).

Foto: GG Parkiet

Paradoksalnie USA mogłyby się też stać beneficjentem prób stworzenia nowego systemu walutowego opartego na złocie. Taki scenariusz omówił Jim Rickards w swoim bestsellerze „Wojny walutowe". „Zostanie utworzony nowy złoty dolar o wartości dziesięciokrotnie wyższej od wartości dolara starego. Podatek od dochodów nadzwyczajnych, wynoszący 90 proc., zostałby nałożony na wszystkie prywatne zyski osiągnięte dzięki wzrostowi wartości złota" – pisał Rickards. Co by to przyniosło? Przede wszystkim ogromny wzrost wartości amerykańskich rezerw walutowych. Według oficjalnych danych wynosiły one na koniec marca 2018 r. 125,2 mld USD, czyli były tylko nieco wyższe od polskich (119,5 mld USD) czy izraelskich (115,8 mld USD), ale niższe od irańskich (135,5 mld USD), czeskich (151,7 mld USD) czy meksykańskich (173 mld USD). Co w tych danych jest nie tak? To, że Fed wycenia swoje rezerwy złota na zaledwie 12 mld dolarów. Jak to możliwe? Oficjalne amerykańskie wyliczenia są prowadzone po kursie złota z lat 70., wynoszącym zaledwie 42 USD za uncję! USA zaniżają więc wartość swoich rezerw walutowych. Gdyby wartość amerykańskich rezerw została urealniona, to sięgałaby około 457 mld USD. Byłaby więc większa od tajwańskich (456 mld USD) i tylko niewiele mniejsza od rosyjskich (460 mld USD). Gdyby doszło do rewaluacji cen złota do 10 tys. „starych dolarów" za uncję, jaką proponuje Rickards (wskazując, że taka cena nie będzie deflacjogenna dla światowej gospodarki), to amerykańskie rezerwy byłyby warte 2,6 bln USD, co plasowałoby USA pod tym względem między Japonią (obecnie 1,2 bln USD) i Chinami (3,3 bln USD).

Owszem, Rosja i Chiny przez ostatnią dekadę kupowały złoto na bardzo dużą skalę, ale te zakupy można uznać za odrabianie dystansu wobec państw Zachodu. Oba kraje wciąż plasują się pod względem wielkości rezerw złota nie tylko za USA, ale również za Niemcami, Francją i Włochami. Jeśli finansowe potęgi rzeczywiście skrycie pracują nad wielkim resetem walutowym, to Rosja i Chiny po prostu robią wszystko, by w takim scenariuszu znaleźć się w gronie beneficjentów. Same nie są jednak architektami rzekomo szykowanej zmiany.

Gospodarka wojenna

Uporczywe gromadzenie złota przez rosyjski bank centralny może być również wytłumaczone w bardziej prozaiczny sposób: zabezpieczaniem się przed ewentualnymi sankcjami. Gdyby administracja Trumpa mocniej ograniczyła Rosji dostęp do finansowania dolarowego lub doszłoby do wykluczenia państwa Putina z systemu rozliczeń międzybankowych SWIFT, to złoto wykorzystywane byłoby przez Rosję do płatności zagranicznych. Byłby to powrót do przeszłości. Związek Radziecki płacił swoim złotem (w tym kruszcem wydobywanym w łagrach Kołymy) od lat 20. za towary, które sprowadzał z państw kapitalistycznych. Na przykład za amerykańską pszenicę. W podobny sposób Iran często rozliczał się z zagranicznymi partnerami handlowymi w czasie obowiązywania sankcji. Złoto należy co prawda do mniej płynnych aktywów niż dolary czy euro, ale jest przecież cenioną walutą rezerwową. Jest też pod pewnymi względami wygodne przy łamaniu sankcji. Sztabki złota z państwa objętego sankcjami mogą być przetopione w mennicy państwa naruszającego embargo. Mennica zawsze może przedstawić sfałszowane certyfikaty mówiące o pochodzeniu tego kruszcu. Tego typu operacje przeprowadzano wielokrotnie.

Za scenariuszem mówiącym, że to chęć uchronienia się przed ewentualnymi sankcjami skłoniła Bank Rosji do wielkich zakupów złota, przemawia choćby to, że zakupy te (i towarzysząca im wyprzedaż amerykańskich obligacji) wyraźnie przyspieszyły, gdy USA nałożyły nowe sankcje na rosyjskich oligarchów oraz instytucje finansowe. Amerykanie grozili również, że nałożą sankcje na spółki zaangażowane w budowę gazociągu Nord Stream 2. Administracja Trumpa jest nieprzewidywalna, a ekipa Putina nie jest pewna, jak z nią postępować. Bank Rosji dmucha więc na zimne, zwiększając swoje rezerwy złota i pozbywając się obligacji dolarowych, z których upłynnieniem mógłby mieć ogromne problemy, gdyby Amerykanie uderzyli w Rosję naprawdę silnymi sankcjami. Można się spodziewać, że ten trend jeszcze przyspieszy w nadchodzących miesiącach.

Waluty gorsze od dolara

Wielu ekspertów z Rosji, Chin czy z samych USA od dawna wróży koniec dolara jako głównej waluty rezerwowej świata. Z pewnością to kiedyś nastąpi, bo żadne imperium nie jest wieczne, ale na razie dolar trzyma się dobrze. Według danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego stanowił w 2017 r. 62,7 proc. aktywów rezerwowych na świecie. Był to odsetek mniejszy niż w 2016 r. (65,3 proc.), ale wyższy niż np. w 2013 r. (61,2 proc.). Od wybuchu globalnego kryzysu udział dolara w globalnych rezerwach walutowych niewiele się zmienił. W 2007 r. wynosił 63,9 proc. (gdy np. udział euro spadł przez dziesięć lat z 26,1 proc. do 20,2 proc.). Jest też o wiele wyższy niż np. w 1990 r., gdy wynosił zaledwie 47,1 proc. Czy można więc mówić o ucieczce od dolara?

Z pewnością w ostatnich latach dolar wyraźnie wygrywał z walutami państwa BRICS oraz innych krajów kontestujących amerykańską dominację. Rubel rosyjski stracił przez ostatnie pięć lat około 50 proc. wobec dolara, juan chiński spadł w tym czasie o nieco ponad 10 proc., real brazylijski zniżkował o prawie 40 proc., rand południowoafrykański stracił 27 proc., a lira turecka aż 65 proc. O rialu irańskim czy boliwarze wenezuelskim nie warto nawet wspominać. Krach je dosięgnął, a dolara (jeszcze) nie.

Parkiet PLUS
Sytuacja dobra, zła czy średnia?
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Parkiet PLUS
Pierwsza fuzja na Catalyst nie tworzy zbyt wielu okazji
Parkiet PLUS
Wall Street – od euforii do technicznego wyprzedania
Parkiet PLUS
Polacy pozytywnie postrzegają stokenizowane płatności
Parkiet PLUS
Jan Strzelecki z PIE: Jesteśmy na początku "próby Trumpa"
Parkiet PLUS
Co z Ukrainą. Sobolewski z Pracodawcy RP: Samo zawieszenie broni nie wystarczy