Chińska Republika Ludowa to kraj mający około 9,5 mln km kw. powierzchni, około 1,4 mld mieszkańców i PKB przekraczający 13 bln USD. I mimo swojego ogromu jest pierwszą spośród dużych gospodarek, która po każdym kwartale publikuje dane o wzroście swojego PKB. Robi to już w 12 dni od zakończenia kwartału (a zdarza się, że wyciekają one już kilka dni wcześniej), gdy np. w USA zbiera się je przez cztery tygodnie. Pomijając spowolnienie z ostatnich kwartałów, chiński wzrost gospodarczy jest zadziwiająco stabilny, tak jakby regulowany przez jakiś automat. Na przykład w 2016 r. przez trzy kwartały wynosił po 6,7 proc., by w czwartym lekko przyspieszyć do 6,8 proc. Dwa pierwsze kwartały 2017 r. przyniosły zwyżki po 6,8 proc., by w II połowie roku zwolnić do 6,7 proc. Pierwszy kwartał 2018 r. przyniósł 6,8 proc. wzrostu, a drugi 6,7 proc. Dopiero gdy rozpoczęła się wojna handlowa z USA, giełda w Szanghaju zgłębiała się w bessę, a wskaźniki takie jak PMI czy sprzedaż samochodów spadały, oficjalne tempo wzrostu gospodarczego wyhamowało. W III kwartale wyniosło 6,5 proc., by w czwartym zwolnić do 6,4 proc. Jak to jednak możliwe, by w tak ogromnej gospodarce tempo wzrostu PKB przez ponad dwa lata wahało się jedynie między 6,7 a 6,8 proc.? I to mimo najróżniejszych zawirowań w polityce pieniężnej i fiskalnej na rynkach eksportowych czy choćby w pogodzie (która przecież potrafi bardzo mocno wpływać na aktywność w rolnictwie czy sektorze budowlanym)? I czy to możliwe, by za każdym razem wzrost gospodarczy okazywał się zbieżny z celami wyznaczonymi przez Komunistyczną Partię Chin?
Tego typu anomalie sprawiają, że wielu analityków od dawna podejrzewa, że dane gospodarcze z Chin są podrasowane, a prawdziwe tempo wzrostu gospodarczego może być niższe od oficjalnego.
– Chińskie oficjalne dane PKB zawsze były fikcją, ale dane za IV kwartał były szczególnie agresywną fikcją – uważa Leland Miller, szef projektu analitycznego China Beige Book.
Oszustwa małe i duże
Podejrzenia mówiące o fałszowaniu oficjalnych chińskich statystyk gospodarczych nie są szaloną teorią spiskową. Narodowe Biuro Statystyczne przyznało bowiem w zeszłym roku, że dane te rzeczywiście były fałszowane. Utrzymywało jedynie, że działo się to nie na poziomie centralnym, tylko na poziomie prowincji.