Początek września wpisał się w typową, w szczególności w ostatnich latach dla tego miesiąca, sezonowość. O ile jednak w przypadku rynku akcji nie ma raczej powodów, by rozdzierać szaty po 4-proc. spadkach, które dokonały się z poziomów bliskich na wielu rynkach historycznym szczytom, o tyle znacznie poważniej wygląda sytuacja surowców.
Donald Trump, który ponownie wydaje się być faworytem wyborów, odgrażał się w ostatnich dniach, że w pierwszym roku rządów zakończy wojnę w Ukrainie, doprowadzając do 50-proc. spadku cen energii i ropy do 40 USD/bar. Do zapowiedzi (czy może raczej fantazji) Trumpa trzeba jednak podchodzić z dystansem, długotrwała przecena o takiej skali musiałaby wynikać albo z recesji, albo z olbrzymiego wzrostu amerykańskiej podaży ropy, a realizacja projektów, które by do niego doprowadziły, jest niemożliwa w takim horyzoncie.
Nie oznacza to jednak, że w najbliższym czasie nie czekają nas na rynku ropy dalsze potężne turbulencje i potencjalny test ubiegłorocznych dołków (63,57 USD/bar. w przypadku WTI). W ubiegły czwartek OPEC zadecydowała o opóźnieniu wzrostu produkcji o dwa miesiące, ale dalej podtrzymuje plany zwiększenia jej o 2,2 mln baryłek dziennie do końca 2025 r. Ropa nie rosła po decyzji nawet chwilowo, a w kontekście ostatnich danych popytowych rośnie ryzyko, że już w IV kw. możemy zobaczyć jej nadpodaż. Dzieje się to mimo przepołowienia eksportu z Libii (-500 tys. baryłek dziennie) w ramach walk lokalnych rządów o bank centralny.
Nie wierząc kompletnie w deklaracje Trumpa (tym bardziej że przy wspomnianych przez niego cenach wydobycie przy użyciu szczelinowania byłoby nieopłacalne), obawiamy się rosnących rezerw podaży ZEA (zdolnych już do wydobywania niemal 5 mln baryłek dziennie) i zaskakujących poziomów produkcji w Iraku, choć kraj deklaruje wraz z Rosją i Kazachstanem, że we wrześniu będzie wydobywał mniej.
Perspektywy podaży nie zachęcają do uznania testu dołków za okazję inwestycyjną. Jeżeli mielibyśmy mieć do czynienia z większym odbiciem, niezbędne będą naszym zdaniem działania, które pobudzą chińską gospodarkę – bez nich tymczasowe zejście cen poniżej 60 USD/bar. staje się całkowicie realne. W średnim i dłuższym terminie OPEC będzie zapewne w stanie wyhamować spadki, pozytywna dla ropy powinna być też ewentualna wygrana Kamali Harris w wyborach (potencjalne zmniejszenie amerykańskiej produkcji w najbliższych latach). Na razie nie za bardzo widać jednak powody, by uważać, że surowiec ma potencjał, by w jakimkolwiek dłuższym horyzoncie zachowywać się lepiej niż rynek akcji.