Po latach ciszy i lizania ran Japonia wraca na pierwsze strony gospodarczych informacji. Dzisiejsi inwestorzy zafascynowani NASDAQ, FAANG-ą, zapatrzeni w Amerykę, mogą nie pamiętać, że podobne do dzisiejszych emocje przeżywaliśmy na giełdzie, kiedy rynek akcji japońskich miał 65 proc. udziału w MSCI World, tak jak obecnie ma rynek w USA.
Japonia była liderem, wszyscy zachwycali się japońskimi spółkami, japońskimi produktami, metodami zarządzania i ostatecznie masą pieniędzy, jaką można było zarobić, mając w portfelu japońskie spółki lub trzymając depozyty w jenach. Nomura, najlepiej znany japoński broker, doradzał wówczas zaprzyjaźnionym inwestorom: „always buy, never sell”. Stworzono bańkę finansową w oparciu o niewątpliwy sukces przemysłu japońskiego lat 70. i 80.
W 1987 roku po krachu październikowym w Nowym Jorku giełda tokijska stanęła w miejscu. Apetyt na akcje z tego parkietu wrócił dopiero we wrześniu 2012 roku, ale przez te długie lata „przechodzenia przez pustynię” japońska gospodarka nie miała zapaści. Spółki przetrwały trudne lata.
Japońska giełda wróciła do życia i bije rekordy, ale na tym ambicje Tokio się nie kończą. Zmiany w Azji oraz ścisły sojusz z USA powodują, że przed Japonią otwiera się szansa na powrót do świetności. Za ambicjami stoi duża, silna gospodarka, wielkie zasoby finansowe, dobrze funkcjonująca infrastruktura – to jest baza dla odbudowy rynku finansowego do pozycji z lat 80.
Tym razem, według planów premiera Fumio Kishidy, ma to być centrum finansowe nie tylko dla Japonii, ale też dla całego regionu. Premier podał szczegóły części swego projektu gospodarczego w czasie niedawnego wystąpienia w Nowym Jorku, które dotyczyło rozwoju sektora zarządzania aktywami finansowymi w Japonii.