Wśród przyczyn na pierwszych miejscach wymienia się słabsze dane z USA (przede wszystkim z rynku nieruchomości) oraz kolejne wypowiedzi czy też „przecieki" o wypowiedziach Donalda Trumpa. Wbrew przyjętym zwyczajom ekscentryczny prezydent raz za razem sygnalizuje, że uważa obecną politykę Fedu za zbyt „jastrzębią" oraz że Jerome Powell nie spełnia oczekiwań, które w nim pokładał, gdy powoływał go na fotel szefa Rezerwy Federalnej.
Z jednej strony można zrozumieć jakąś reakcję rynkową na te informacje, szczególnie, że Trump wielokrotnie już udowadniał, że niemożliwe jest możliwe. Z drugiej strony, trudno sobie wyobrazić, jaki rzeczywisty wpływ mógłby mieć na niezależny bank centralny? Wiele jego działań na arenie międzynarodowej budzi ambiwalentne lub negatywne odczucia reszty świata, ale łączy je jedna charakterystyka – są pozytywnie odbierane przez jego elektorat. Jakiekolwiek poważniejsze próby wpływania na bank centralny wywołałyby burzę nie tylko wśród demokratów, ale także jego własnego zaplecza politycznego. Na obecnym etapie nie mają też sensu politycznego – skoro beneficjentami niestandardowej polityki monetarnej był tylko „1 procent", czemu przeciwstawiać się jej normalizacji?
W środę wieczorem poznamy „minutki" Fedu, które niemal na pewno nie przyniosą poważnych zmian w retoryce FOMC, szczególnie, że zapis dyskusji pochodzi sprzed ostatniego pogorszenia danych, momentu, gdy obraz makro kształtowany był przede wszystkim przez przekraczający 4 proc. wzrost gospodarczy. Wydaje się, że rynek wiąże duże oczekiwania z piątkowym wystąpieniem Jerome Powella w Jackson Hole i jest to jedna z przyczyn osłabienia dolara. Rzeczywiście, charakter spotkania wydaje się wręcz stworzony, by szef Fedu poruszył wreszcie poważniej kwestię pogarszającej się sytuacji na rynkach wschodzących. Na obecnym etapie zupełnie nie wierzymy jednak, że dopóki nie nastąpi wyraźne pogorszenie w danych z amerykańskiej sfery realnej i/lub szybkie obniżenie najwyższej od wielu lat inflacji do okolic celu, Komitet wstrzyma się z kolejnymi podwyżkami. Problemy rynków wschodzących są z amerykańskiej perspektywy zwyczajnie mało istotne, a jeżeli FOMC nie wyraził zaniepokojenia wcześniejszą sytuacją w Brazylii i Argentynie, trudno przypuszczać, że obecnie reakcję wywoła Turcja. Dodatkowo, istnieje wiele argumentów za stanowiskiem, że większym problemem niż podwyżki jest zmniejszanie bilansu Fedu, czyli tzw. quantitative tightening, proces, który wysysa dolarową płynność z reszty świata. To raczej jego wstrzymanie będzie pierwszym sygnałem zwrotu w polityce banku centralnego, ale nie nastąpi raczej przed II połową 2019 r. Jednym słowem, spodziewamy się, że aprecjacja dolara jeszcze się nie skończyła. ¶