WIG20 spadł już o ponad 20 procent od tegorocznych maksimów. Przecena tej skali zwykle jest kwalifikowana jako bessa. Czy naprawdę mamy już do czynienia z rynkiem niedźwiedzia, czy to wciąż korekta?
Już od pewnego czasu wskazywaliśmy, że wschodzące giełdy Europy czeka bessa. Od kilku kwartałów spółki poprawiały wyniki wraz z postępem cyklu koniunkturalnego. Ale teraz te wyniki są bardzo niepewne. Z jednej strony mogą nadal rosnąć, bo Polska jest krajem, którego gospodarka zwykle dobrze radzi sobie w późnych fazach cyklu. Z drugiej, eksport odpowiada za około 40 proc. polskiego PKB. A Europa Zachodnia ewidentnie słabnie, nawet Niemcy. Już lipcowe dane o produkcji przemysłowej (zmniejszyła się o 6 proc. wobec czerwca – red.) były rozczarowujące.
Akcje nie są jeszcze wystarczająco tanie, żeby ta niepewność przestała inwestorów niepokoić?
Problem ze wskaźnikami wyceny akcji, takimi jak cena do zysku, jest taki, że nie są obecnie znane parametry, które pozwalają je wyliczyć. Nie wiadomo np., jak będzie się zmieniała płynność w sektorze finansowym, jakie szkody ostatnie wstrząsy wyrządzą sektorowi bankowemu. A od tego przecież zależy kondycja spółek. Ogólnie – wysoka zmienność na rynkach jest wrogiem długoterminowego inwestowania w oparciu o wyceny akcji. Dlatego formułowanie jakichkolwiek zaleceń na podstawie wycen ma dziś wątpliwą wartość.
Podkreśla pan rolę niepewności na rynkach. Czy to oznacza, że to raczej obawy inwestorów, niekoniecznie uzasadnione, a nie rzeczywiste wydarzenia i dane, stoją za tak silną przeceną akcji?