Warto jednak zwrócić uwagę, że w ostatnich dniach na tym rynku więcej do powiedzenia miały jednak niedźwiedzie, które znów zepchnęły cenę w okolice ważnych wsparć. Poniedziałkowe wzrosty pozwoliły na chwilę się od nich oddalić. Odmiana WTI była wyceniana powyżej 68 USD za baryłkę, a Brent była blisko 72 USD.
Poniedziałkowy ruch to efekt doniesień geopolitycznych z ostatnich dni. Na pierwszy plan wysuwa się oczywiście informacja o upadku syryjskiego reżimu Baszara Asada. Analitycy wskazują jednocześnie, że czynnik ten może mieć jedynie charakter krótkotrwały. – Polityczne zamieszanie w Syrii dało pretekst do lekkiego podbicia cen ropy na rynkach. Niemniej Syria nie jest dużym graczem, zarówno na rynku surowca, jak i scenie politycznej w regionie, stąd też ten wątek nie doprowadzi raczej do wykreowania nowej fali wzrostowej. Ostatnie dni pokazały, że inwestorzy bardziej patrzą na to, jak może kształtować się światowy popyt w 2025 r., oraz czy administracja Trumpa nie będzie chciała jakoś wpłynąć na podaż surowca – wskazuje Marek Rogalski, analityk DM BOŚ.
Mówiąc jednak o popycie rynek też dostał informacje, które teoretycznie dają nadzieję na większe zapotrzebowanie na ropę. Mowa o Chinach, gdzie pojawiają się coraz wyraźniejsze sygnały mówiące o tym, że przyszły rok w Chinach może stać pod znakiem luźniejszej polityki pieniężnej oraz bardziej proaktywnej polityki fiskalnej.
– Tamtejsi decydenci chcą w ten sposób bardziej wesprzeć gospodarkę, która nie radzi sobie najlepiej pomimo ostatnich dużych pakietów stymulacyjnych. Trudno jednak ocenić, czy rynek ropy naftowej podejmie teraz ten wątek i spróbuje wykreować większe odbicie. Widać, że do tej pory szybko kasował tego typu ruchy w górę – wskazuje Rogalski.
Patrząc jednak na cały ten rok, inwestorzy którzy obstawiali wzrost cen ropy naftowej, mogą czuć się rozczarowani. Odmiana WTI od stycznia straciła na wartości prawie 5 proc., Brent zaś niemal 7 proc.