Inwestorzy zdają się niewiele przejmować wysokimi wycenami akcji amerykańskich firm, a kolejne zwyżki indeksu S&P 500 oznaczają oczywiście nowe historyczne rekordy. Tylko w samym listopadzie główny benchmark nowojorskiego rynku zyskał niemal 6 proc. i jest prawie 27 proc. powyżej zamknięcia zeszłego roku. Eksperci prowadzący autorskie portfele funduszy na łamach „Parkietu” na ogół dalej liczą na dobre zachowanie amerykańskiego rynku, choć nieśmiało sięgają też po polskie przecenione spółki. – Wchodzimy w ostatni miesiąc roku, gdzie sezonowość każe oczekiwać dobrej końcówki, ale z drugiej strony musimy pamiętać o wysokich wycenach na rynku w USA oraz obecnych i nowych ryzykach na arenie międzynarodowej – podkreśla Jędrzej Janiak z F-Trust iWealth. Dodaje, że rynki pną się w górę po ścianie strachu i to akcje są najlepiej zachowującą się klasą aktywów w ostatnim roku.
– Listopad pokazał, iż zarówno największe amerykańskie spółki, jak i firmy o mniejszej kapitalizacji nie wyczerpały jeszcze potencjału wzrostowego – dodaje Marcin Ciesielski z Ceres DI.
Kamil Cisowski z DI Xelion przyznaje jednak, że znaków ostrzegawczych jest coraz więcej. – Rynek amerykański jest coraz bardziej ewidentnie przegrzany. Czytając materiały globalnych banków inwestycyjnych, mam wrażenie, że żadne kluczowe słowo nie powtarza się w nich tak często jak exceptionalism – teza o „wyjątkowości” giełdy w Nowym Jorku jest powtarzana częściej niż kiedykolwiek – mówi. – Zapalił się szereg kontrariańskich lampek, począwszy od dowolnych wskaźników wykupienia, poprzez udział akcji w oszczędnościach Amerykanów itd., ale na razie w samym ruchu cenowym nie widzimy dowodów, by poważniejsza korekta miała nadejść już w grudniu – podkreśla.
Co więcej, fala rynkowej euforii mogłaby jeszcze nadejść, gdyby faktycznie doszło do zamrożenia konfliktu w Ukrainie, a to jest też istotne z perspektywy giełdy polskiej.