Załamanie na giełdzie w Japonii dołączyło do dosyć licznego grona strachów inwestorów. Mimo że od razu pojawiły się uspokajające sygnały, że to raczej lokalne problemy, to załamanie wywołane przez Lehman Brothers 16 lat temu zostawiło w pamięci strach, że potężny kryzys może rozlać się po całym świecie. Dlatego porozmawiajmy o tym, jakie strachy, jakie obawy zgłaszają klienci, czego się boją? Przed jakimi ryzykami chcieliby zabezpieczyć pieniądze?
Wydaje się, że obecnie największą obawą inwestorów jest recesja w Stanach Zjednoczonych. W związku z gorszymi ostatnio odczytami z rynku pracy i innymi sygnałami z gospodarki amerykańskiej rynek zaczął szeroko dyskutować scenariusz recesyjny. Szczególnie że rzeczywiście w sektorze technologicznym sektor sztucznej inteligencji zaskakiwał pozytywnie przez ostatnie miesiące i zbudował systematyczność wzrostów. Dziś rzeczywiście wydaje się, że to trochę uśpiło część inwestorów, którzy teraz, kiedy pojawia się korekta, zaczęli lekko panikować i wśród właśnie tych głosów pojawiły się sygnały dotyczące możliwej recesji. To jest główna obawa, ale oczywiście klienci obawiają się również o perspektywy na polskiej giełdzie, bo historycznie trudno na warszawskim parkiecie znaleźć takie okresy, które trwały dłużej niż ta obecna hossa. Trudno więc inwestorom założyć, że tym razem będzie inaczej. Większość z nas czuje się bardziej komfortowo, stosując analogie historyczne, dlatego pojawiają się też osoby, które uważają, że to może być też koniec hossy w Warszawie. My akurat tak nie sądzimy. Uważamy, że to potrzebna i wyczekiwana korekta, a dodatkowo wzmocniona tą sezonową słabością trzeciego kwartału. Na początku lipca mówiliśmy już, że trzeci kwartał będzie trudny i zachęcaliśmy naszych klientów do redukowania swojej ekspozycji na rynek akcji. Bo rzeczywiście przed nami taki okres z dużą liczbą niewiadomych, chociażby wybory w Stanach Zjednoczonych. Dużo się ostatnio już wydarzyło w tym obszarze, ale ta polityczna niepewność zawsze jest elementem, który nie sprzyja rynkom akcji. Do akcji na pewno będzie warto wrócić w naszej ocenie po wyborach w Stanach Zjednoczonych 5 listopada, warto będzie myśleć o akcjach w końcówce roku. Kolejne ryzyka geopolityczne to oczywiście sytuacja na Bliskim Wschodzie, bliżej jest Ukraina, która też niepokoi inwestorów i pozostaje takim istotnym czynnikiem ryzyka, ale – na szczęście – o wiele mniejszym, niż jeszcze to było pół roku temu, bo może dojść do jakichś rozmów pokojowych i do ustalenia zasad zakończenia lub zawieszenia konfliktu, a to byłaby dla rynków dobra informacja.
Wspomniał pan o ryzykach, których się boją inwestorzy, że jest to ryzyko kryzysu ze Stanów Zjednoczonych, maleje ryzyko geopolityczne związane z Ukrainą. Jaką rolę odgrywa dla polskich inwestorów ryzyko na Bliskim Wschodzie? Czy ono ma znaczenie w Polsce?
W ograniczonym stopniu staramy się antycypować te ryzyka geopolityczne, bo ich wpływ na rynek jest zazwyczaj mniejszy, niż się przyjęło uważać. Świetnie pokazuje to właśnie ten obecny konflikt Izraela i Iranu, więc nawet jego dalsza eskalacja będzie miała ograniczony wpływ na giełdy. Może dopiero wybuch otwartej wojny na Bliskim Wschodzie, w którą by się też włączyły kraje Zachodu pod egidą Stanów Zjednoczonych, mógłby mieć efekt porównywalny z atakiem Rosji na Ukrainę, ale tego nie bierzemy pod uwagę jako scenariusza bazowego. To jest raczej jakieś skrajne, krańcowe ryzyko.
A jakie ryzyka według pana są najbardziej realne?
My oczywiście też widzimy ryzyko recesji w Stanach Zjednoczonych w przyszłym roku, ale ono w naszej ocenie jest bardzo ograniczone. To znaczy oceniamy je na jakieś 20 proc., czyli w przeciwieństwie widzimy ponad 50-proc. prawdopodobieństwo na scenariusz miękkiego lądowania. Ten scenariusz właśnie zakładał, że w pewnym momencie dojdzie do takiej niepewności, z jaką mamy do czynienia obecnie. Problem rynku polegał na tym, że uwierzono, że możliwy jest brak jakiegokolwiek spowolnienia, mimo wysokich realnych stóp procentowych, bo te nadal pozostają wysokie w USA. Podstawowym ryzykiem w Stanach jest normalizacja wycen związana z rewizją oczekiwań co do tempa adaptacji sztucznej inteligencji i związanych z nią korzyści, bo właśnie to napędzało rynki przez ostatnie miesiące. Podstawowe pytanie brzmi, czy tutaj dojdzie do rewizji tych oczekiwań – i tego się najbardziej obawiamy, bo akcje na świecie pozostają drogie w szczególności na tle obligacji, i nawet zwyczajny powrót do wieloletnich średnich tworzyłby jakieś pole do korekty, z czym właśnie wydaje się mamy do czynienia.
W takim razie, co robić, jak reagować, gdy dane ryzyko się aktualnie realizuje? Co robić, gdy widzimy sporą korektę na giełdzie?
Przede wszystkim warto mieć plan i zachować spokój, w szczególności jeżeli nie ma się tego planu. Dlaczego? Bo nie potrafimy przewidywać przyszłości i przyszłych stóp zwrotu, ale potrafimy identyfikować pewne scenariusze, ryzyka i przypisywać do nich prawdopodobieństwo – czyli potrafimy zarządzać ryzykiem. Dlatego kluczowym elementem jest plan zarządzania tym ryzykiem i działania zgodnie z nim. Ważny jest spokój, badaliśmy to zagadnienie, czy warto było reagować na gwałtowne zdarzenia jednorazowe, wydając chociażby klientom nowe rekomendacje. Ale to się po prostu nie sprawdza, bo rynki reagują bardzo szybko, szczególnie w niespodziewanych, nagłych zdarzeniach. Czekanie i nastawienie, że będę reagował, jak coś się wydarzy, to się po prostu w inwestycjach nie sprawdza. Często rynek, kiedy próbujemy reagować, jest już daleko na minusie albo kontrakty pokazują kilkuprocentowe straty i po prostu jest za późno, żeby zareagować. Dlatego przede wszystkim warto mieć plan działania w sytuacji kryzysowej, bo w naszym świecie inwestycyjnym lepiej za wcześnie niż za późno zareagować na jakieś ryzyka, które widzimy. Japonia to jest bardzo dobry przykład, my w zeszłym roku mieliśmy Japonię w portfelach, dużo na niej zarobiliśmy. I z początkiem tego roku rekomendowaliśmy klientom sprzedanie tych inwestycji.