Kiedy rozmawialiśmy ostatnio, to był początek września, wtedy mówił pan, że kapitał cały czas szuka swojego miejsca, a nieruchomości to jest taka naturalna przystań. Od tego czasu trochę się zmieniło, przede wszystkim zaczęły rosnąć stopy procentowe, co odbiło się na indeksie WIG-nieruchomości, który od połowy października do końca listopada stracił kilkanaście procent i teraz jest w takim trendzie bocznym, inwestorzy cały czas zastanawiają się, co dalej z mieszkaniówką. Za nami trzecia podwyżka stóp, to już 1,75 proc., a więc wyżej niż przed pandemią. Jak ocenia pan sytuację, wpływ podwyżek stóp na popyt kupujących mieszkania na własne potrzeby i inwestycyjnie?
To, co się dzieje na rynku nieruchomości, jest dużo bardziej skomplikowane niż prosta zależność od poziomu stóp, trudno na tej podstawie wyciągać jakieś wnioski, stawiać prognozy. Prezes NBP mówił, że jakiekolwiek podwyżki stóp procentowych są ostatnią rzeczą, którą rada powinna zrobić – a potem doszło do trzech podwyżek.
Obecny poziom jest wyższy niż przed pandemią, ale musimy spojrzeć historycznie na polski rynek: w takim ujęciu stopy są nadal bardzo niskie, zwłaszcza jeśli zestawimy to z inflacją. Wydaje się więc, że jest jeszcze przestrzeń do kolejnych podwyżek w następnych miesiącach. Na razie wpływ wzrostu stóp na rynek mieszkaniowy jest ograniczony. Owszem, trochę spadła zdolność kredytowa Polaków i trochę wzrosły raty kredytów, ale nie jest tak, że to nagle wywraca rynek. Moim zdaniem, jeżeli stopy urosłyby do 3-4 proc., a w ślad za tym poszłoby oprocentowanie depozytów, oprocentowanie obligacji skarbowych - to wtedy już część popytu inwestycyjnego z rynku mieszkaniowego odpłynie. Skoro można założyć lokatę w banku na 4-5 proc., to być może nie ma się co wchodzić na wiążący się jednak z czynnikami ryzyka rynek mieszkaniowy.
Z drugiej strony, taki wzrost stóp będzie oznaczać wyższe raty i niższą zdolność kredytową, co może wpłynąć na popyt organiczny, czyli kupowanie mieszkań na własne potrzeby. Nie jest to jednoznaczne, bo wchodzące zmiany pod postacią Nowego Ładu wprowadzają kolejne elementy stymulujące popyt: wszelkiego rodzaju dopłaty, gwarancje do wkładu własnego itp. To kolejne pomysły kolejnego polskiego rządu, który uważa, że metodą poprawy sytuacji na rynku mieszkaniowym jest zwiększanie popytu. Oczywiście to nijak nie prowadzi do zwiększenia dostępności mieszkań. Lepiej byłoby się skupić na stronie podaży.