Fikcyjne ceny niszczą rynek

Inwestorzy powinni znać zagrożenia.

Aktualizacja: 16.01.2022 15:13 Publikacja: 16.01.2022 14:25

Antykwariusze od lat plotkują o tych samych patologiach na rynku sztuki. To przede wszystkim podawanie fikcyjnych cen po reżyserowanych licytacjach. To falsyfikaty, których nikt nie eliminuje z rynku. To brak urzędowo zdefiniowanego zawodu eksperta, który decyduje o autentyczności dzieł sztuki.

Początek roku to okazja do rozpoczęcia pozytywnych zmian. Przypomnę wybrane problemy, które powodują, że krajowy rynek sztuki nie jest przejrzysty i zagraża zwłaszcza debiutantom.

Fikcje i reżyseria

Po 2000 roku wielokrotnie w prasie lub literaturze naukowej oficjalnie alarmowano, że podawane są fikcyjne ceny po reżyserowanych licytacjach. Na temat lipnych cen wypowiadały się autorytety. Analizował problem np. wybitny prawnik i kolekcjoner prof. Jerzy Stelmach z Krakowa.

O fikcyjnych cenach, które niszczą rynek, mówił w prasie dr Jerzy Huczkowski, prezes Stowarzyszenia Antykwariuszy Polskich. O cenowych grach rynkowych pisał prawnik prof. Wojciech Szafrański z uniwersytetu w Poznaniu. Krzysztof Zagrodzki z Paryża informował w „Rzeczpospolitej", jak problem fikcyjnych licytacji rozwiązano we Francji.

Po co są fikcyjne licytacje? Na przykład po to, żeby wylansować jakiegoś artystę lub rodzaj sztuki. Padają rekordy, co zwraca uwagę społeczeństwa na fikcyjnie licytowany towar. To sprawia wrażenie, że istnieje ogromny popyt na te obrazy.

Rekordy cenowe to darmowa reklama sprzedawcy. Tworzy się mit, że dana firma sprzedaje najdrożej. W związku z tym właściciele sami masowo dostarczają obrazy, aby sprzedać je w tej firmie.

Są jeszcze bardziej wyrafinowane powody psychologiczne fikcyjnych licytacji. Antykwariusz, który rekordowo licytuje towar, czuje się najlepszy w branży.

Opisywano problem ogólnie jako szkodliwy rynkowy mechanizm. Nigdy oficjalnie nie wskazano sprawcy. Prawdopodobnie dlatego, żeby nie narażać się na zarzut zniesławienia i proces. Sądy dysponują instrumentami logistyczno-prawnymi pozwalającymi ostatecznie udowodnić, że dana transakcja nie doszła do skutku. Niestety, procesy ciągną się latami.

Tak więc mówienie o fikcyjnych licytacjach opiera się na domysłach, na podejrzeniach, na wnikliwym obserwowaniu aukcji. Nierzadko na relacjach rozżalonych właścicieli obrazów, które rzekomo rekordowo sprzedano, a w praktyce wróciły do właścicieli.

Jest grupa kolekcjonerów, którzy zawodowo trudnią się dostarczaniem obrazów na rynek. Ci zawodowi dostawcy szczególnie emocjonują się, gdy ich towar zostanie fikcyjnie wylicytowany. Niestety, żaden dostawca nie poskarży się oficjalnie, że fikcyjnie wylicytowano jego obraz. W takim wypadku byłby spalony na rynku sztuki. A niby komu miałby się poskarżyć?

Proceder trwa od lat. Krążą plotki i podważają zaufanie do wolnego rynku, tym samym niszczą rynek. Proceder dotyczy rynku obrazów. Nie mówi się o fikcyjnych sprzedażach w innych branżach.

Problem można łatwo rozwiązać! Wspomniany Krzysztof Zagrodzki z Paryża mówił, jak to wygląda we Francji. Otóż w trakcie aukcji spisywany jest urzędowy protokół. Jest on rzeczą świętą, bo od podanych w nim cen dom aukcyjny płaci podatek.

We Francji aukcjoner (prowadzący licytację) to urzędnik państwowy, to zawód zaufania publicznego jak notariusz. Tam rynek jest przejrzysty. W razie wątpliwości możemy prosić o wgląd do protokołu i wiemy, czy dana transakcja doszła do skutku. U nas aukcję może prowadzić każdy, kto zechce, a informacja o transakcji to zaledwie deklaracja sprzedawcy.

Ciekawe, jaka jest w Polsce skala problemu? Gdyby wprowadzono u nas urzędowe protokoły, to o ile zmalałyby roczne obroty na aukcjach?

Falsyfikaty i „eksperci"

Kolejnym problemem jest to, że falsyfikaty krążą po rynku. Ekspert bada obraz i informuje właściciela, że obiekt jest falsyfikatem. Co robi właściciel? Zwykle oferuje rozpoznany falsyfikat gdzie indziej aż do skutku, aż sprzeda falsyfikat na innej aukcji.

Są sytuacje jak z filmów sensacyjnych. Załóżmy, że ktoś oficjalnie kupił obraz z ekspertyzą autentyczności. Po pewnym czasie nabywca stwierdza, że obraz jednak jest falsyfikatem, bo ekspert nie był fachowcem lub się pomylił.

Co robi w tej sytuacji właściciel falsyfikatu? Idzie na policję? Nie! Udaje, że nie wie, że ma falsyfikat. Oficjalnie sprzedaje go dla zminimalizowania strat. Ma alibi, ponieważ obraz kupił z ekspertyzą autentyczności...

Rozpoznane falsyfikaty powinny być oficjalnie eliminowane z handlu, tak się dzieje w innych krajach. U nas właściciel zabiera falsyfikat i robi z nim, co chce.

Kolejny problem dotyczy ekspertów, którzy zajmują się badaniem autentyczności obrazów. Oni decydują o milionowym majątku obywateli, a najczęściej nie mają ubezpieczenia OC. Ekspertem w praktyce może zostać każdy. Nikt nie weryfikuje wiedzy eksperta. Na rynku działają samozwańcy. Pozostaje publiczną tajemnicą, że nie płacą podatków od swojej działalności.

Eksperci praktycznie za nic nie odpowiadają. W ciągu 30 minionych lat były procesy dotyczące falsyfikatów. Nigdy jednak nie osądzono niechlujstwa zawodowego ekspertów.

Najlepiej, kiedy inwestor na rynku sztuki ma bogate doświadczenie. Dobrze, jeśli nie ufa sensacyjnym doniesieniom internetu lub prasy, tylko kieruje się przy zakupach własnym bogatym rozeznaniem na rynku. Inwestor musi sam trafnie ocenić kompetencje eksperta, który wystawił ekspertyzę autentyczności. Najlepiej, kiedy nabywca jest świadomym podmiotem transakcji. Oczywiście, kupując obraz, żądamy dokumentów sprzedaży pozwalających na identyfikację przedmiotu.

Dziś ilustracje nie mają nic wspólnego z omawianymi problemami! Pochodzą z wielodniowej aukcji Gabinetu Numizmatycznego Damian Marciniak, która rozpocznie się 4 lutego (www.gndm.pl). Oferowanych będzie ok. 4,6 tys. numizmatów, m.in. 311 zabytkowych papierów wartościowych.

Dawne papiery mają ceny już od 50 zł. Niektóre z nich doskonale nadają się do eleganckiej dekoracji służbowego wnętrza, biura lub gabinetu.

Inwestycje alternatywne
Odnaleziony polski Picasso
Materiał Promocyjny
Jak przez ćwierć wieku zmieniał się rynek leasingu
Inwestycje alternatywne
Małe sztabki i złote monety królują w rosnących zakupach Polaków
Inwestycje alternatywne
Pozycja długa na rynku sztuki
Inwestycje alternatywne
Retro jest w cenie: BMW 501. Barokowy anioł
Materiał Promocyjny
Nowości dla przedsiębiorców w aplikacji PeoPay
Inwestycje alternatywne
Ciągle z klasą!
Inwestycje alternatywne
Wysoka cena niewiedzy