Po horrorze, jaki w ostatni piątek przeżyli akcjonariusze LPP, w poniedziałek wielu z nich odetchnęło z ulgą. Zarząd na porannej telekonferencji dementował tezy postawione w raporcie Hindenburg Research, kusił podziałem zeszłorocznych zysków i zapewniał o dalszym dynamicznym rozwoju grupy. Ale firma zarabiająca na spadkach kursu trójmiejskiej spółki trzyma się swojego zdania.
Na zamknięciu poniedziałkowej sesji walory LPP kosztowały 13 800 zł, a to oznacza, że spółka odrobiła 4,4 mld zł kapitalizacji z 12 mld zł utraconych w piątek. Impulsem do wyprzedaży akcji była publikacja raportu przez Hindenburg Research. Firma zarzuciła LPP, że ta po wybuchu wojny w Ukrainie tylko pozornie wycofała się z rynku rosyjskiego i dalej czerpie z niego korzyści poprzez fasadowe spółki z tranzytem przez Kazachstan. Podczas poniedziałkowej telekonferencji zarząd dementował ten i inne zarzuty.
– LPP wbrew temu, co mówi raport Hindenburg Research, nie prowadzi działalności operacyjnej w Rosji, nie sprzedaje, nie zarządza, nie jest właścicielem bezpośrednim ani pośrednim żadnej ze spółek wymienionych w raporcie. Również fundacja, którą założyłem, ani żaden z jej beneficjentów, pośrednio i bezpośrednio, nie ma żadnych powiązań z transakcją sprzedaży spółki rosyjskiej – przekonywał Marek Piechocki, prezes odzieżowej grupy.
Czytaj więcej
Zawirowań wokół trójmiejskiej grupy odzieżowej ciąg dalszy. W poniedziałek kurs odrabiał straty po telekonferencji z zarządem, który tłumaczył się z tez Hindenburg Research.