- Towarzystwa ubezpieczeniowe mają szeroką gamę produktów, ale na rynku nie ma polisy, która najbardziej odpowiadałaby potrzebom klientów - uważa Tomasz Mintoft-Czyż, prezes Stowarzyszenia Polskich Brokerów Ubezpieczeniowych i Reasekuracyjnych.
Jeżeli w umowie o pracę zgodziłeś się na klauzulę o zakazie konkurencji, nie możesz dorabiać "na boku", a to powoduje, że nie masz żadnej asekuracji w razie utraty stałej pracy.
Dlaczego towarzystwa nie chcą zdobyć dużego udziału w rynku, oferując ubezpieczenie od utraty pracy? Bo jest zbyt ryzykowne. Jest prawie pewne, że z takich ubezpieczeń towarzystwa musiałyby wypłacać wysokie odszkodowania. Towarzystwa tłumaczą się, że wprowadzenie takiej oferty przy rosnącym bezrobociu byłoby dla nich samobójstwem.
Jeżeli jednak dobrze przygotuje się produkt, może okazać się dochodowy. Niektórzy brokerzy przekonują, że gdyby dobrze skalkulować składkę i skierować ubezpieczenie do konkretnych grup zawodowych, np. o najmniejszym zagrożeniu utratą pracy, takie przedsięwzięcie mogłoby mieć szanse powodzenia. Składkę można by kalkulować np. w zależności od rodzaju wykonywanego zawodu.
Ubezpieczyciele mogliby się też nastawić na sprzedaż tego produktu w regionach o mniejszym zagrożeniu bezrobociem, np. w woj. mazowieckim. Najbardziej zagrożone bezrobociem są regiony podkarpacki i świętokrzyski, wynika z danych GUS. Przedstawiciele towarzystw ubezpieczeniowych tłumaczą się, że polski rynek pracy jest mało stabilny i tylko nieliczne grupy zawodowe kwalifikowałyby się do ubezpieczenia. Na pewno wielkich szans na zakup polisy nie mieliby pracownicy zatrudnieni np. w górnictwie czy przemyśle samochodowym. Z danych GUS wynika, że obecnie najbardziej zagrożeni bezrobociem są ludzie w wieku do 24 lat, z wykształceniem zawodowym, podstawowym lub niepełnym podstawowym. Dlatego też szczególnie takie osoby towarzystwa wolą ubezpieczać na wypadek śmierci. Z wyliczeń wynika, że mniejsze jest prawdopodobieństwo utraty życia niż utraty pracy.