Dobrych kilka lat temu pewien powszechnie znany osobnik płci męskiej, uprawiający na co dzień politykę, powiedział do Polaków, że mają takiego prezydenta, na jakiego sobie zasłużyli. I nie byłoby w tym nic dziwnego. W końcu w wolnym, demokratycznym kraju każdy może mówić praktycznie to, co mu ślina na język przyniesie. W tym wypadku jednak, rzecz wydała się o tyle dziwna, że polityk ów mówił to... o sobie. Nie wiadomo więc, czy chodziło tu o daleko idącą autoironię, czy też najzwyklejszy językowy lapsus, jakich w wykonaniu tego utytułowanego męża było bez liku.
Teraz ja mówię do nas, i to nie jest żaden lapsus: konsekwentnie dostajemy to, na co sobie zasłużyliśmy.
To prawda, że leżymy w dogodnym do prowadzenia interesów miejscu Europy. To prawda, że jest nas 38 mln i Polska to spory rynek. Prawdą jest także, że jesteśmy zdolni, nieźle wykształceni, potrafimy improwizować, co ułatwia czasem wychodzenie z tzw. sytuacji bez wyjścia. I wreszcie, mamy swoje zasługi dla innych narodów. Podobnych faktów i cech można by jeszcze wymienić wiele. Najważniejsze jednak, byśmy sobie uświadomili, że z tego nic nie wynika. W tym sensie, że z tych względów nam się nic, a nic nie należy. Czym szybciej i głębiej sobie to uświadomimy, tym lepiej.
I nie były to wystarczające podstawy, aby w Polsce swoje inwestycje samochodowe ulokowały Toyota, PSA Peugeot Citroen i ostatnio Kia/Hyundai.
Ludzie odpowiedzialni w Polsce za inwestycje zagraniczne mówią, że w przypadku Hyundaia, przegraliśmy ze Słowakami głównie mniejszym zaangażowaniem w gotówce. Chociaż dla nas i tak były to całe pieniądze, jakie są przeznaczone w tym roku na obce inwestycje. Słowacy dali więcej pieniędzy, zapewniają dogodniejszy transport drogowy i kolejowy, szkoły dla koreańskich dzieciaków i specjalną służbę zdrowia.