Pisząc ostatni w tym roku komentarz dla czytelników Parkietu, zastanawiałem się, jak nazwać mijający 1999 rok. Proste porównanie wartości głównych indeksów warszawskiej giełdy dawałoby odpowiedź, iż był to rok byka. Zakładając, że w ciągu ostatnich sesji nic wielkiego się nie wydarzy, inwestor, który "kupił" jeden z indeksów rynku podstawowego 4 stycznia br., zarobił ponad 30%. Powyż-sze zarobki są mniej imponujące, jeśli wziąć pod uwagę, że strategia kupuj i trzymaj wymagała w minionym roku stalowych nerwów. Obsunięcie kapitału rzędu 20% powoduje, że stosunek zysk/ryzyko staje się mało zachęcający. Z drugiej strony, po raz kolejny okazało się, że stosowanie podstawowych zasad zarządzania kapitałem jest na warszawskiej giełdzie wręcz niezbędne. Kolejnym sukcesem GPW jest powiększenie jej kapitalizacji. Przyczyniły się do tego zarówno wzrost cen, jak i kolejne wielkie prywatyzacje. Niestety, dane statystyczne wydają się w tym miejscu bardziej optymistyczne niż realna sytuacja. W 1999 roku na giełdzie liczba notowanych spółek zwiększyła się zaledwie o 21 (w porównaniu z ponad 60 w 1998 i 1997 r.). Marazm na rynku pierwotnym stanowi poważne ostrzeżenie dla decydentów na rynku kapitałowym. Transakcje na rynku kontroli, których konsekwencją jest wycofywanie spółek z publicznego obrotu, "pomagają" jedynie w marginalizacji roli giełdy. Połowicznym rozwiązaniem tego problemu będzie wprowadzenie zakazów dotyczących obejmowania pakietów powyżej 75% głosów na WZA. Trzeba się raczej zastanowić, w jaki sposób podnieść prestiż rynku kapitałowego i spowodować, iż korzyści z notowania akcji spółki będą znacznie przewyższały koszty.
.