Rok 2000 zakończył się potężną falą protestów pielęgniarek, które na razie wywalczyły dwustuzłotową podwyżkę, a kto wie, czy nie dostaną w najbliższych tygodniach więcej. Żądania pielęgniarek popierane są przez dużą część opinii publicznej, przekonanej, że dochody tej grupy zawodowej są niesprawiedliwie niskie.
?Płaca sprawiedliwa? to pojęcie z zakresu etyki, a raczej moralizatorstwa. Ma ono niewiele wspólnego z kategoriami ekonomicznymi. Za to protesty będą miały oczywiste skutki ekonomiczne, rzecz jasna ? negatywne. Podwyżki płac wywalczone naciskami strajkowymi zawsze nijak się mają do efektywności pracy, a zatem zakłócają funkcjonowanie firmy. To, że pielęgniarki pracują zwykle w sektorze publicznym, gdzie nie prowadzi się precyzyjnego rachunku kosztów i wyników, gdzie menadżerowie nie są oceniani według kryterium zysku, nie zmienia postaci rzeczy. Wzrost kosztów płac wpłynie na możliwości zatrudnienia w służbie zdrowia. Zresztą, pielęgniarki najwyraźniej to przeczuwają, gdyż jednym tchem domagają się wzrostu płac i zagwarantowania stabilności miejsc pracy. Ba, pojawiają się nawet hasła zwiększenia zatrudnienia średniego personelu w służbie zdrowia. Rzecz jasna takich gwarancji nikt im nie da. Przeciwnie, efektem protestów będą zwolnienia pielęgniarek, których jest po prostu zbyt wiele. Wprawdzie reforma służby zdrowia sprowadza się na razie do bardzo płytkiej restrukturyzacji, ale proces ten nie jest skończony. Kasy chorych narzucają jednostkom, świadczącym usługi medyczne, coraz twardsze ograniczenia budżetowe. Coraz mniejsze są możliwości niekontrolowanego zadłużania się szpitali, więc wcześniej czy później menedżerowie kierujący tą branżą zaczną uważniej liczyć koszty, co musi skończyć się redukcjami personelu mniej efektywnego, w tym części pielęgniarek. Wiadomo już dziś, ile pieniędzy otrzymają w tym roku kasy chorych. Tego miliarda złotych, wywalczonego przez pielęgniarki, po prostu w budżecie kas zabraknie, więc zwolnienia okażą się nieuniknione.Niestety, skutki protestów mogą być niekorzystne nie tylko dla środowiska medycznego, lecz także całej gospodarki. Znaczne podniesienie płac jednej grupy zawodowej indukuje kolejne protesty grup, które czują się pokrzywdzone. Niektórzy protestują jawnie, inni wymuszają podwyżki po cichu, rozkręcając w ten sposób koło inflacji. Po pewnym czasie struktura płac wraca do poprzedniego stanu, tyle że nominalnie wszyscy zarabiają więcej. Nie ma to nic wspólnego z zarobkami realnymi, które zależą od możliwości gospodarki i poszczególnych przedsiębiorstw. Protesty pielęgniarek zwiastują zatem wyższą inflację w nowym roku. To nie wyczerpuje całej listy kłopotów. W ubiegłym roku, głównie dzięki bardzo restrykcyjnej polityce pieniężnej, udało się poważnie ograniczyć wzrost popytu wewnętrznego, który po raz pierwszy od wielu lat rósł wolniej niż PKB. Dzięki temu deficyt na rachunku bieżącym zaczął się zmniejszać i jest (lub była) nadzieja, że Polsce uda się stosunkowo miękko pokonać kryzys, wynikający z głębokiej nierównowagi w wymianie z zagranicą. Podobne kryzysy przeżywały przed kilkoma laty Węgry i Czechy i oba te kraje zapłaciły za rekonwalescencję ogromną cenę. Na Węgrzech dochody społeczeństwa spadły o kilkanaście procent, w Republice Czeskiej przez trzy lata trwała stagnacja, a i teraz jej wzrost jest niski. Polska za lata nierównowagi płaci teraz zwolnionym wzrostem popytu wewnętrznego, szczególnie konsumpcji. Ale mimo wszystko jest to wzrost, gdy na Węgrzech był przed pięciu laty spadek, i to znaczny. Rzecz jasna, nie jest wcale przesądzone, czy w tym roku deficyt na rachunku bieżącym będzie się w dalszym ciągu zmniejszał, czy uda się uniknąć kryzysu walutowego. Podwyżki płac, wymuszane protestami kolejnych grup zawodowych, mogą zmienić dotychczasowy trend ograniczania wzrostu popytu wewnętrznego. Mogą też jeszcze bardziej spowolnić tempo wzrostu gospodarczego, a trzeba pamiętać o tym, że tempo niższe niż 5% w Polsce powoduje wyraźny wzrost bezrobocia. Niskie tempo wzrostu gospodarczego jest powodem zmartwień polityków i specjalistów od gospodarki. Nie da się go jednak zwiększyć bez gruntownej restrukturyzacji finansów publicznych i obniżenia kosztów pracy. Protesty pielęgniarek, popierane przez opinię publiczną, wskazują, że na tak głębokie reformy nie ma w Polsce na razie warunków politycznych. Być może pojawią się wówczas, gdy bezrobocie stanie się plagą naprawdę dokuczliwą, a opinia publiczna uświadomi sobie rzeczywiste przyczyny tego zjawiska.