Spostrzeżenie pierwsze: mimo ogromu aukcji, a obejrzałem oferty domów aukcyjnych z Niemiec, Francji, Anglii, Danii, Szwecji, Austrii i z krajów Beneluksu, prac naszych artystów jest niewiele. Po wtóre - prezentowanych jest stosunkowo mało prac artystów wybitnych lub dzieł zaliczanych u nas do krajowej czołówki. A oto rezultaty poszukiwań.
W grudniu ubiegłego roku na aukcji w Karl & Faber Auktionshaus w Monachium pojawiły się w ofercie dwie prace Henryka Stażewskiego - "Geometryczne formy w żółci" z 1938 roku oraz "Kompozycja". Obie znalazły nabywcę poniżej swoich cen wywoławczych, za odpowiednio 14 750 euro i 1 170 euro. Warto wspomnieć, że przedwojenne prace tego artysty są stosunkowo rzadko spotykane na rynku.
W innym domu aukcyjnym, u Ketterera, niewielka scena figuralna Fryderyka Pautscha sprzedana została za 476 euro. W styczniu w wiedeńskim Dorotheum wystawiono dwie prace zapomnianego w Polsce warszawskiego malarza Władysława Kozłowskiego (1921-1987). Studiował on w latach 1947-1949 w PWSSP we Wrocławiu, a w latach 1950-1953 na ASP w Warszawie u T. Kulisiewicza, B. Urbanowicza i J. Pakulskiego. Od 1953 r. brał udział w krajowych wystawach plastyki. Jego "Pejzaż norweski" i "Kwiaty w wazonie" sprzedane zostały za 450 euro każda. W tym samym domu aukcyjnym, miesiąc później, nabywcę znalazły "Sanie przed chatą" Czesława Wasilewskiego (1800 euro). "Kobieta w szalu" Bolesława Szańkowskiego, szacowana na 2400-2800 euro, nie znalazła nabywcy.
Z tego krótkiego przeglądu widać, że znajomość sztuki polskiej na rynku europejskim jest obecnie lepsza niż kilkanaście lat temu. W katalogach jest mniej błędów, polegających np. na przypisaniu polskiemu artyście innej narodowości. Marszandzi dostrzegli też, że po włączeniu Polski do Unii można zarobić także na dziełach naszych artystów, nawet jeśli ceny obrazów są niższe niż ceny prac artystów np. z Czech lub z Rosji. Należy zatem zwiększyć promocję sztuki polskiej za granicą poprzez wystawy, publikacje itp., a także ułatwić cudzoziemcom wywóz dzieł zakupionych w Polsce. Myślę, że taka praca u podstaw da kiedyś owoce.
Kolumna powstała przy współpracy