Od dwóch lat jest pan prezesem giełdy w Rumunii. Co w tym czasie uważa pan za swój największy sukces, a co za największą porażkę?
Największy sukces: rozpoczęcie modernizacji regulacji, prawa, marketingu, technik obrotu, otwarcie się giełdy na inwestorów zagranicznych, międzynarodowych pośredników itd. Największa porażka? Tempo, w jakim dzieją się sprawy. Ja byłem i nadal jestem zwolennikiem przeprowadzania bardzo wielu zmian i wdrożeń, zasadniczo w tym samym czasie, bo to buduje siłę danej propozycji biznesowej. A więc to magiczne momentum, z którego często korzystamy. Ale to jest dość naturalne. Trzeba poruszać wszystkie sprężyny: polityków decydujących o prywatyzacji, członków giełdy, centralny depozyt, regulatora i przestrajać na takie działania, aby Rumunia umocniła swoją pozycję jako jeden z najciekawszych rynków frontier, a później, aby została zaliczona do emerging markets.
Czy kierowanie giełdą w Rumunii bardzo się różni od rządzenia na GPW?
W czasach, kiedy byłem prezesem GPW, giełda warszawska zerwała z praktykami małej i lokalnej, a wręcz zaściankowej giełdy i poszła w kierunku rynku międzynarodowego. I nie była to tylko zmiana aspiracji, ale realne dokonania. Giełda przestała być quasi-administracyjną niby-spółką, ale zaczęła mówić językiem biznesu, nie zaniedbując ogólniejszej misji. To dlatego używaliśmy wtedy sloganu, który był bardzo prawdziwy: „WSE, the most dynamic market in the region". Bycie prezesem GPW było wówczas czymś dużo więcej, niż byciem prezesem zarządu spółki. W Rumunii, która przechodzi transformację w bardzo pozytywnym kierunku, i giełda ma się wpisywać w ten proces, a zarazem go wspomagać, mam podobną sytuację. Trzeba produkować zmianę. Dla inwestorów i emitentów ważna jest chwila teraźniejsza, ale co najmniej tak samo ważna jest trajektoria rozwoju. Różnica podstawowa jest taka, że zamiast myśleć o tym, jak nie podpaść urzędnikom z Ministerstwa Skarbu Państwa (co było niemal codziennością w Warszawie), muszę myśleć o tym, jak nie podpaść prywatnym właścicielom giełdy. Jest to myślenie znacznie bardziej przyjemne i produktywne. Inna różnica polega na tym, że dotąd w Bukareszcie działamy w obrębie instrumentów finansowych. Natomiast jedną z najdonioślejszych transakcji, jaką przeprowadziliśmy w Warszawie, było przejęcie przez GPW rynku towarowego, który notabene jest dziś znakomicie zarządzany przez prezesa Ireneusza Łazora, wyrastającego na wybitną postać całej grupy kapitałowej GPW.
Na jakim etapie rozwoju jest giełda rumuńska? Czy chce pan z niej uczynić rynek na wzór tego, co udało się zrobić w Warszawie?