Na pierwszy rzut oka dane opublikowane przez Komisję Nadzoru Finansowego dotyczące indywidualnych kont emerytalnych (IKE) i indywidualnych kont zabezpieczenia emerytalnego (IKZE) nie napawają optymizmem. Łączna wartość obu rodzajów kont na koniec czerwca wynosiła 5,9 mld zł. To bardzo mało w porównaniu z wartością detalicznych funduszy inwestycyjnych przekraczającą 120 mld zł, nie mówiąc już o śmiesznym zestawieniu z wartością depozytów gospodarstw domowych, których wartość na koniec lipca przekroczyła 613 mld zł.
Lepiej nie znaczy dobrze
Mimo to widać, że coś drgnęło. Liczba obu rodzajów kont, na które dokonano wpłat, w I półroczu wzrosła o 16 proc., do 293 tys. IKE i IKZE nie przybywało w takim tempie, odkąd działają oba, czyli od początku 2012 r. Podobnie wartość kont, na które dokonano wpłat, zwiększyła się o 20 proc. r./r., do 618 mln zł. To również imponujący wynik na tle ostatnich lat.
– Obawialiśmy się, że przeniesienie połowy oszczędności Polaków zgromadzonych w OFE do ZUS zabije IKE i IKZE, tymczasem tak się nie stało. Przynajmniej wśród naszych klientów – mówi Michał Wojciechowski, zastępca dyrektora DM BOŚ – instytucji, która ma ok. 80 proc. udziałów w maklerskiej części rynku IKE.
– Należy pamiętać, że klienci domów maklerskich to osoby o zdecydowanie wyższej niż przeciętna świadomości inwestycyjnej. Wiedzą, że muszą oszczędzać na emeryturę – zastrzega.
– Jeżeli chodzi o liczbę aktywnych kont, w tym roku obserwujemy niewielki przyrost. Zmieniło się natomiast – i to bardzo wyraźnie – nastawienie osób już posiadających konta. Faktycznie od kilku miesięcy systematycznie zasilają konta i to większymi kwotami niż jeszcze rok temu – mówi Marcin Bednarek, wiceprezes BPH TFI.