Żadna firma na świecie nie chciałaby doświadczyć tego, co CrowdStrike, specjalizująca się w cyberbezpieczeństwie spółka, która doprowadziła do niedawnej globalnej awarii informatycznej. To wypuszczona przez nią aktualizacja narzędzia Falcon (służącego do zabezpieczenia przed atakami hakerskimi i złośliwymi programami w chmurze) doprowadziła do tego, że systemy komputerowe oparte na chmurze Microsoftu zaczęły nagle wariować. Na tysiącach ekranów pojawił się niebieski „ekran śmierci”. W wyniku tego sparaliżowana została praca wielu lotnisk, odwołano tysiące lotów, których pasażerowie klęli na Microsoft i CrowdStrike. Zakłócenia objęły wiele branż w różnych krajach: koleje, supermarkety, stacje telewizyjne, a nawet giełdę londyńską. Nic dziwnego więc, że akcje CrowdStrike straciły w ciągu dwóch sesji blisko 25 proc. wartości. Straty wizerunkowe dla tej spółki są potężne. Wszak jeszcze długo będzie ona kojarzona z tą awarią. Problem jest jednak większy i nie sprowadza się tylko do kwestii jednej wadliwej aktualizacji wypuszczonej przez niekompetentnych programistów. Ta awaria pokazała bowiem, jak świat jest wrażliwy na cybersabotaż i jak mocno jest uzależniony od produktów informatycznych wąskiej grupy graczy rynkowych.
Podzielony rynek
W czerwcu 2024 r. najpopularniejszym systemem operacyjnym na świecie był Android stworzony przez Google’a. Jego udział w rynku wynosił 44,77 proc. Drugie miejsce, z 27 proc. udziału, zajął system Windows koncernu Microsoft. Trzecią pozycję zajął natomiast iOS firmy Apple, z 17,7-proc. udziałem w rynku. O ile zdobywcy pierwszego i trzeciego miejsca dominują na urządzeniach mobilnych, o tyle różne wersje Windowsa bardzo często instalowane są na komputerach stacjonarnych i laptopach. System OS X, stworzony przez Apple’a, miał udział w rynku wynoszący 5,55 proc. Aż 94,4 proc. mają więc trzy wielkie koncerny z Doliny Krzemowej. Linux, czyli system operacyjny będący przykładem oprogramowania otwartego, ma natomiast tylko 1,51 proc. udziału w rynku.
Tak duża standaryzacja systemów operacyjnych daje wiele konkretnych korzyści. Dla wielu ludzi jest po prostu bardzo wygodna. Ma ona też jednak swoje minusy. Przede wszystkim oznacza ona, że garstka wielkich koncernów ma dużą kontrolę nad naszymi narzędziami pracy i rozrywki. Każdy, kto ma komputer z systemem Windows, dostrzega, że co jakiś czas „upomina się” on o dokonanie aktualizacji systemu. Co to za aktualizacje? Informacje o tym są zwykle skąpe i nie mówią nic użytkownikowi. Tymczasem w różnych wersjach Linuxa użytkownicy mogą sami decydować, jakie aktualizacje chcą zainstalować.
O tym, że zbytnie uzależnienie systemów informatycznych od jednego producenta jest niebezpieczne, mówił choćby Drew Bagley, wiceprezes firmy... CrowdStrike. – Zasoby informatyczne mogą obejmować tylko jednego providera systemu operacyjnego, chmury, narzędzi związanych z produktywnością, e-maila, chatu, narzędzi do współpracy i wideokonferencji, przeglądarki, narzędzi do uwierzytelniania, generatywnej sztucznej inteligencji oraz coraz częściej narzędzi do zapewniania cyberbezpieczeństwa. To tak, jakby ci sami ludzie odpowiadali za materiały budowlane, łańcuch produkcji oraz byli jeszcze inspektorami do spraw bezpieczeństwa – stwierdził Bagley na konferencji w czerwcu 2024 r.