Nowojorski indeks S&P 500 zyskał od początku roku już około 8 proc., a od dołka z października wzrósł o 16 proc. Niewiele mu więc brakuje, by wejść w rynek „byka”. Bliski wejścia w hossę jest również Dow Jones Industrial, który zyskał od dołka 18 proc. Nasdaq 100 odbił się od swojego minimum już o prawie 23 proc. Można więc uznać, że jest już w rynku „byka”, choć do historycznego szczytu brakuje mu 21 proc. Choć co jakiś czas pojawiają się prognozy mówiące, że gospodarka USA może wejść w recesję w nadchodzących 12 miesiącach, to rynki akcji sprawiają wrażenie, że mało się przejmują tym czynnikiem ryzyka. Czyżby inwestorzy uznali, że giełdy mogą rosnąć nawet pomimo recesji i że dołki są już z nami?
Dane z ostatnich 100 lat powinny być jednak dla nich ostrzeżeniem. W tym okresie nigdy się bowiem nie zdarzyło, by S&P 500 uniknął ustanowienia nowego dołka po rozpoczęciu recesji.
Szukając dna
Z analizy przeprowadzonej przez agencję Bloomberg wynika, że S&P 500 znajduje dno średnio po dziewięciu miesiącach od rozpoczęcia recesji w USA. W ciągu ostatnich 100 lat najszybciej doszedł do dna w 1945 r. i w 2020 r. W obu przypadkach zajęło mu to około miesiąca. W marcu 2020 r. wyprzedaż na rynkach była bardzo szybka ze względu na panikę covidową. Najdłużej zmierzał do dołka w czasie wielkiego kryzysu, czyli po recesji z 1929 r. Zajęło mu to aż 34 miesiące. Stosunkowo długo, bo 19 miesięcy zmierzał ku minimum również po recesji z 2001 r. związanej z pęknięciem bańki internetowej. Nieco szybciej pokonał tę drogę w czasie globalnego kryzysu finansowego, którego kulminacją był upadek Lehman Brothers. O ile recesja zaczęła się w grudniu 2007 r., o tyle przecena na giełdach sięgnęła dna dopiero w marcu 2009 r.
Wielu analityków wskazuje, że ewentualne wejście gospodarki USA w nową recesję musiałoby się wiązać z przeceną na rynku akcji.