Prezes EBI: Nie ma co zwlekać z odbudową Ukrainy

Jeśli nie będziemy inwestowali w Ukrainie już teraz, w szczególności w strategiczną infrastrukturę, to odbudowa później będzie droższa – mówi Werner Hoyer, prezes Europejskiego Banku Inwestycyjnego.

Publikacja: 07.03.2023 21:00

Werner Hoyer, prezes Europejskiego Banku Inwestycyjnego

Werner Hoyer, prezes Europejskiego Banku Inwestycyjnego

Foto: fot. Victor J. Blue/Bloomberg

Zaraz po ataku Rosji na Ukrainę Europejski Bank Inwestycyjny uruchomił wart 668 mln euro program wsparcia płynności Ukrainy. Wobec gigantycznych potrzeb finansowych broniącego się kraju tę kwotę wchłonął on w miesiąc. Co się wydarzyło od tego czasu? Jakie dodatkowe programy pomocy dla Ukrainy udało się wdrożyć?

Od wybuchu wojny zaangażowaliśmy w Ukrainie około 2,2 mld euro, z czego 1,7 mld euro już wypłaciliśmy, a resztę zatwierdziliśmy. Teraz czekamy na decyzję naszych akcjonariuszy (krajów członkowskich UE – red.) w sprawie gwarancji dla naszych pożyczek dla Ukrainy w tym roku. Chcielibyśmy, aby wartość naszej pomocy była taka sama jak w ub.r. albo nawet większa. Spodziewam się, że ta decyzja zapadnie w ciągu czterech tygodni.

Na czym polega pomoc EBI dla Ukrainy? Doświadczeń z finansowaniem projektów w kraju objętym wojną przecież nie mieliście.

Ze względu na wyzwania militarne, z jakimi zmaga się Ukraina, pomoc europejskich rządów siłą rzeczy koncentruje się na uzbrojeniu. My w tym nie uczestniczymy. Naszym zadaniem jest wspieranie gospodarki, żeby mogła możliwie normalnie funkcjonować. Około 70 proc. gospodarki działa dobrze, co zapewnia tamtejszemu rządowi zdolności, w tym finansowe, do reagowania na rosyjską agresję. W dyskusji publicznej o pomocy dla Ukrainy często się o tym zapomina.

Finansujecie już odbudowę kraju, wiedząc, że nowe inwestycje mogą być zniszczone, czy z tym się jeszcze wstrzymujecie?

Nie zamierzamy czekać, aż atrament wyschnie na traktacie pokojowym. Wychodzimy z założenia, że jeśli nie będziemy inwestowali w Ukrainie już teraz, w szczególności w strategiczną infrastrukturę, to odbudowa później będzie droższa. Ta infrastruktura jest tam potrzebna już dzisiaj. Nie jesteśmy naiwni, liczymy się z tym, że może dojść do zniszczeń. Dlatego właśnie działamy w Ukrainie na podstawie gwarancji udzielanych nam przez akcjonariuszy. Kupujący nasze obligacje muszą mieć pewność, że to bezpieczna inwestycja. Oczywiście w EBI mamy nieporównywalnie większe niż inni kredytodawcy zdolności do technicznej oceny inwestycji, a do tego mamy bardzo duży portfel aktywów, co łagodzi dotkliwość ewentualnych strat. Mimo wszystko duże straty pociągałyby za sobą wzrost kosztów innych kredytów, czego chcemy uniknąć.

Jeszcze w grudniu wydawało się, że gwarancje akcjonariuszy EBI na ten rok nie są pewne. Z czego wynikało to zawahanie?

Rządy musiały szybko podjąć trudną decyzję, aby stworzyć wart 18 mld euro fundusz wsparcia makrofinansowego dla Ukrainy (MFA+). Jest to nowa pozycja w budżetach państw UE i to mogło wywołać pewne opóźnienia w udzieleniu gwarancji EBI.

Czy zaangażowanie w Ukrainie może doprowadzić do tego, że EBI straci najwyższe oceny wiarygodności kredytowej (AAA)?

Działamy w Ukrainie od czasu uzyskania przez nią niepodległości, ale nasze zaangażowanie zwiększyło się po 2014 r., czyli po aneksji Krymu przez Rosję. Uznaliśmy wtedy, że Władimir Putin na tym nie poprzestanie, i wycofaliśmy się z prowadzonego w Rosji programu „Partnerstwo dla modernizacji”. Dzięki temu zostało nam więcej pieniędzy dla innych krajów regionu, w tym dla Ukrainy. Obecnie nasze zaangażowanie w ukraińskie aktywa to 8,1 mld euro, uwzględniając te 2,2 mld euro, które zatwierdziliśmy po wybuchu wojny. To w żaden sposób nie zagraża naszym ocenom wiarygodności kredytowej. EBI jest solidny jak skała i to się nie zmieni. Agencje ratingowe potwierdzają, że rating EBI nie jest zagrożony. Ale jeśli podejmujemy dodatkowe ryzyko, którego żadna inna instytucja nie mogłaby podjąć, potrzebujmy gwarancji od akcjonariuszy.

Jak można dzisiaj szacować koszty odbudowy Ukrainy?

Szczerze powiedziawszy, można podać dowolną liczbę. W tym pojawiają się takie, które zniechęcają do działania. Ale one wszystkie są wyssane z palca. Wiadomo jedynie tyle, że to będzie ogromny wysiłek, ogromny koszt, ale też ogromna okazja. Gdy zawarty zostanie rozejm, każdy będzie chciał w Ukrainie inwestować. Proszę pamiętać, że Ukraina jest kandydatem do UE. Potencjał jest tam ogromny, bo Ukraina, też w wyniku wojny, będzie miała pewne atuty. Na przykład poziom cyfryzacji jest tam taki, że w Niemczech możemy tylko o tym pomarzyć. Powtórzę jednak jeszcze raz, że rachunek za odbudowę Ukrainy będzie większy, jeśli nie będziemy już teraz wspierać tamtejszej infrastruktury, przemysłu, warunków życia.

Jakie projekty w Ukrainie obecnie wspieracie?

Tych projektów jest mnóstwo, trudno je wszystkie wymienić. W dużej mierze są to projekty, które podtrzymują funkcjonowanie gospodarki, inwestujemy na przykład w infrastrukturę transportową. O metrze w Kijowie czy Charkowie słyszy się ostatnio głównie w tym kontekście, że ludzie się tam ukrywają. Ale metro wciąż kursuje i trzeba robić wszystko, aby tak było dalej. Istniejący tabor jest stary, poradziecki, przez co trudno go naprawiać. Trzeba go modernizować już teraz, a nie za kilka lat. Na naszej liście są też uczelnie, szpitale, przedsiębiorstwa wodno-kanalizacyjne, dostawy energii. To, że Ukraina otrzymała status kandydata na członka UE, pozwoliło nam też inwestować w małe i średnie spółki w tym kraju.

Ukraina wymaga teraz ogromnego wsparcia, ale przed wojną tamtejszy ład instytucjonalny pozostawiał wiele do życzenia, korupcja była powszechna. Z kim w Ukrainie współpracujecie, żeby uniknąć takich incydentów?

Znam te zarzuty, że nigdy nie wiadomo, dokąd trafią pieniądze w takim kraju jak Ukraina. Nie jesteśmy jednak naiwni. Nie dajemy nikomu pieniędzy do rąk. Płacimy za kolejne etapy realizowanych projektów. Kontrolujmy też wykonanie projektów. To dla nas bardzo ważne, aby inwestorzy nam ufali. Nasze biuro w Ukrainie jest częścią delegacji unijnej, jak wszystkie inne nasze biura poza UE. Teraz jest tam nieco mniej naszych ludzi niż zwykle, ale są.

W 2019 r. EBI ogłosił, że począwszy od 2022 r. wstrzyma finansowanie projektów związanych z paliwami kopalnymi. Czy ten plan udało się zrealizować? W międzyczasie wybuchła bowiem pandemia, a już pod koniec 2021 r. kryzys energetyczny, który pociągnął za sobą nowe inwestycje w projekty gazowe, np. terminale LNG. EBI w tym nie uczestniczy?

Nie. Nie inwestujemy w żadne nowe projekty związane z paliwami kopalnymi, nie podejmujemy się nawet ich ocen. W 2019 r. postanowiliśmy natomiast, że będziemy jeszcze kontynuowali inwestycje, które uzgodnimy do końca 2020 r. I takie inwestycje były. Pozwolę sobie w tym miejscu przypomnieć, że dla naszej decyzji, aby nie inwestować w paliwa kopalne, bardzo ważna była aprobata premiera Mateusza Morawieckiego. Trudno go było przekonać, ale argumentowałem, że zdajemy sobie sprawę z tego, że takiej polityce inwestycyjnej musi towarzyszyć wspieranie sprawiedliwej transformacji. Ostatni górnik nie stanie się właścicielem start-upu w ciągu dwóch tygodni albo nawet dwóch lat. I teraz nastawienie Polaków do koncepcji zielonej transformacji jest o wiele bardziej pozytywne niż pięć lat temu.

A w Ukrainie inwestycje w infrastrukturę gazową są możliwe?

Jesteśmy w awangardzie zielonej transformacji, nie możemy tej reputacji podkopywać. Wiemy, że w niektórych krajach UE, a w jeszcze większym stopniu w krajach rozwijających się, są nowe projekty związane z paliwami kopalnymi, my w nich jednak nie uczestniczymy. W Ukrainie ten temat się w ogóle jak dotąd nie pojawił. Bardzo mocno wspieramy ukraińską energetykę, koncentrujemy się jednak głównie na infrastrukturze przesyłowej, termomodernizacji itp. Ale w wytwarzanie też możemy inwestować. Ważne jest jednak, aby ta nowa infrastruktura była odporna. Dlatego współfinansujemy budowę hydroelektrowni, która sprzyja dywersyfikacji źródeł energii.

A co z projektami związanymi z górnictwem innych surowców niż paliwa? Możecie je finansować?

Górnictwo ma złą prasę, kojarzy się z czymś brudnym i nieodpowiedzialnym społecznie. Tak nie powinno być, trzeba wydobyć górnictwo z cienia. Bez tego nie będzie surowców, w tym np. litu, który jest ważny dla transformacji energetycznej. Złoża litu są nawet w Niemczech, ale nikt się po nie nie schyla, bo to kontrowersyjne. A jednak, jeśli nie chcemy stracić konkurencyjności, musimy takie opcje brać pod uwagę. To ma też znaczenie dla dialogu UE z tzw. globalnym południem. Musimy być wiarygodni w oczach tych krajów, a to oznacza, że nie możemy czerpać od nich surowców, których nie chcemy wydobywać u siebie.

W ubiegłym roku pojawiła się w UE koncepcja funduszu suwerenności, którego celem ma być uzyskanie przez UE autonomii w pewnych gałęziach przemysłu, istotnych dla zielonej transformacji i cyfryzacji. Jakie są losy tego pomysłu? Jaka będzie rola EBI?

Spodziewamy się, że EBI będzie w jakiś sposób związany z funduszem suwerenności. Prowadzimy zresztą o tym rozmowy z KE. Ale jest też jasne, że te rozmowy trochę potrwają. Jest też wiele sposobów na to, aby uczynić taki fundusz pożytecznym dla gospodarki i ścierały będą się różne wizje. A jednocześnie ten fundusz musi wspierać integralność jednolitego rynku. Nie może np. preferencyjnie traktować sektorów, które są rozwinięte tylko w niektórych krajach UE. Znalezienie właściwych zasad będzie trudne. Na pewno jednak w Europie potrzeba więcej inwestycji kapitałowych, które zagwarantują utrzymanie naszych przewag konkurencyjnych. Teraz niektóre firmy, które realizują duże inwestycje, szukają kapitału za granicą. Rynek kapitałowy wciąż nie jest dla nich wystarczająco rozwinięty. Wolimy zaś stwarzać dla firm warunki do działania właśnie dzięki atrakcyjnemu finansowaniu, a nie subsydiom.

Na świecie dużo się dzisiaj mówi o ryzyku fragmentacji światowej gospodarki, jej rozpadzie na rywalizujące ze sobą bloki. Co robicie, aby wspierać globalne ambicje UE, czyniąc z niej przeciwwagę dla USA i Chin?

Bank został założony na mocy traktatów rzymskich. Idea od początku była taka, że to będzie instytucja, która będzie zbierała pieniądze z rynku kapitałowego i kanalizowała je tak, aby realizować strategiczne dla Wspólnoty Europejskiej projekty. To siłą rzeczy są często projekty realizowane poza UE. Jesteśmy zaangażowani w tzw. strategiczne partnerstwa z krajami spoza UE, których celem jest budowanie stabilnych łańcuchów dostaw. Ten wymiar naszej działalności zyskuje większe znaczenie. Jesteśmy zaangażowani w realizację unijnej strategii Global Gateway (300 mld euro w latach 2021–2027 na rozwój infrastruktury w krajach partnerskich). Dlatego właśnie w ub.r. utworzyliśmy EBI Global, który w pierwszym roku działalności zainwestował ponad 10 mld euro poza UE.

To zapis rozmowy Wernera Hoyera z grupą europejskich dziennikarzy, w tym z „Parkietu”, która odbyła się 27 lutego podczas Forum Europejskiego Banku Inwestycyjnego w Luksemburgu.

Werner Hoyer jest prezesem Europejskiego Banku Inwestycyjnego od 1 stycznia 2012 r. Jest doktorem nauk ekonomicznych, tytuł zdobył na Uniwersytecie w Kolonii, gdzie w latach 1978–1993 był wykładowcą międzynarodowych stosunków gospodarczych. W latach 1987–2011 jako członek FDP był posłem do niemieckiego Bundestagu. Dwukrotnie, w latach 1994–1998 i 2009–2011, był wiceministrem spraw zagranicznych Niemiec.

Gospodarka światowa
Producenci samochodów z Europy w coraz głębszym kryzysie
Materiał Promocyjny
Pieniądze od banku za wyrobienie karty kredytowej
Gospodarka światowa
Wszystkie troski premiera Keira Starmera
Gospodarka światowa
Miliarderzy bogatsi dzięki Trumpowi. Ich majątki poszybowały po wyborach
Gospodarka światowa
Szalony tydzień akcji Trump Media. Jaka będzie przyszłość spółki prezydenta elekta?
Gospodarka światowa
Ponad bilion dolarów kapitalizacji. Tesla zyskuje po wygranej Trumpa
Gospodarka światowa
Nowy pakiet stymulacyjny w Chinach