Stephen Pope, dyrektor zarządzający, spotlight Ideas
Nie widzę możliwości, aby do referendum w Grecji, które odbędzie się zapewne na początku 2012 r., na rynki mógł powrócić spokój. Przeciwnie, zawirowania mogą się nasilić. Niewykluczone, że zanim odbędzie się głosowanie, Grecja zbankrutuje. Sondaże wskazują, że Grecy nie poprą drugiego pakietu pomocowego dla Aten. Jeśli w grudniu nadal będzie się na to zanosiło, tamtejszy rząd może nie otrzymać od UE i MFW przypadającej na ten miesiąc transzy z pierwszego pakietu. Co więcej, do czasu referendum nie uda się zapewne wzmocnić EFSF. Pieniądze na ten cel miały wyłożyć państwa dysponujące dużymi rezerwami walutowymi. Ale skoro w strefie euro panuje taki chaos, mogą nie zdecydować się na takie inwestycje. Premier Jeorjos Papandreu nie może już referendum odwołać. Straciłby resztki wiarygodności i musiałby ustąpić. A wybory w Grecji oznaczałyby dla rynków taką samą niepewność jak referendum. GS
Marek Rogalski, analityk, DM BOŚ
Końcówka roku może okazać się słaba zarówno dla złotego, jak i dla polskiej giełdy. Spodziewałbym się zawirowań na rynkach przy okazji greckiego referendum. Im bliżej jego daty, tym one będą większe. Jak na razie mamy bardzo wiele niewiadomych w tej kwestii. Trudno przewidzieć więc, co się stanie, jeśli Grecy powiedzą „nie". Tymczasem w ostatnich dniach wielokrotnie słyszeliśmy deklaracje europejskich polityków mówiące o stworzeniu „zapory przeciwogniowej" mającej chronić przed rozprzestrzenianiem się kryzysu. W nadchodzących tygodniach mieliśmy się przecież dowiedzieć, jak zlewarowany zostanie Europejski Fundusz Stabilności Finansowej. Spodziewamy się, że złoty będzie słaby i kurs będzie próbował wychodzić ponad poziom z 23 września, czyli powyżej 4,52 zł za euro. Wiele będzie jednak zależało od polityki NBP. hk
Korekta nie przekreśliła jeszcze fali wzrostowej
Polska giełda w miarę bezboleśnie zniosła burzliwy początek listopada na światowych rynkach. We wtorek, kiedy indeksy w Europie Zachodniej spadały nawet po 5 proc., inwestorzy na GPW świętowali, a wczoraj WIG20 po początkowej zniżce o 2,2?proc. ostatecznie stracił jedynie 0,7 proc., wykorzystując odbicie notowań za granicą. Oznacza to, że korekta trwającej od początku października fali wzrostowej nie?zdołała jeszcze nabrać rozpędu.
To z kolei sprawia, że nadal realnym scenariuszem jest atak WIG20 na poziom oporu, jaki na wysokości 2450 pkt tworzy lokalny szczyt z końca sierpnia. Jego przebicie byłoby o tyle naturalne, że sztuka ta udała się już wcześniej wielu indeksom na giełdach zachodnich (amerykański S&P 500 zdołał w październiku nawet odrobić całe straty z czasu paniki w pierwszej połowie sierpnia). Po sforsowaniu 2450 pkt WIG20 znalazłby się najwyżej od trzech miesięcy, a to byłaby pierwsza od długiego czasu tak poważna oznaka poprawy nastrojów inwestorów. Po raz?ostatni WIG20 notował trzymiesięczne maksima jeszcze na początku kwietnia, zanim znalazł się w trendzie spadkowym, którego kulminacyjnym etapem była panika w pierwszej połowie sierpnia.
Te optymistyczne rozważania ciągle stawia jednak pod znakiem zapytania słaba postawa małych spółek, a więc dominującej pod względem liczebności części całego rynku. Gromadzący niewielkie firmy indeks sWIG80 w najgorszym momencie tracił wczoraj nawet 3,6 proc. i było ryzyko, że znajdzie się najniżej od trzech tygodni. Co prawda ostatecznie udało się zniwelować straty do 1,6 proc., ale i tak groźba ataku na wrześniowe dołki bessy pozostaje realna. Indeks jest 6,3 proc. powyżej tegorocznego minimum (w przypadku WIG20 jest to 12,7 proc.). To dystans niemal dokładnie taki sam jak odległość od szczytu z końca sierpnia (6,6 proc.).