Jak pokazały niedawne dane Eurostatu, wbrew prognozom ekonomistów strefa euro nie osunęła się jak dotąd w recesję, głównie za sprawą dobrej koniunktury w Niemczech. Jak długo gospodarka ta będzie w stanie podtrzymywać cały region?
Nie kryję, że i nas zaskoczyła odporność niemieckiej gospodarki na kryzys. Spodziewaliśmy się, że w I kwartale jej PKB się zmniejszy. Niemcom jako producentom wysokiej jakości dóbr inwestycyjnych sprzyja stosunkowo dobra koniunktura poza Europą, głównie w Azji, ale i tam pojawiają się sygnały spowolnienia. Dlatego perspektywy niemieckiej gospodarki nie są różowe. Paradoksalnie, to może być dla strefy euro korzystne z politycznego punktu widzenia. Być może Berlin złagodziłby nieco stanowisko w sprawie tempa cięć budżetowych w krajach z południa eurolandu, gdyby sam doświadczył problemów, z jakimi się one zmagają.
Czy ten związek między gospodarką a polityką nie będzie miał innych konsekwencji? Wydaje się na przykład, że USA i Chiny nawet pomimo spowolnienia będą się rozwijały szybciej niż Europa. Jeśli to sprawi, że niemiecka gospodarka będzie się coraz bardziej uniezależniała od koniunktury w strefie euro, to może Berlin będzie miał coraz mniejszą motywację, żeby pomagać jej słabym ogniwom?
Nie do końca. Niemcy nie będą sobie mogły pozwolić na całkowite ignorowanie pozostałych państw strefy euro, bo są z nimi mocno powiązane finansowo. Na przykład w ramach systemu Target II (paneuropejski system międzybankowych rozliczeń w czasie rzeczywistym – red.) Niemcy mimowolnie udzieliły krajom z południa eurolandu kredytów na dziesiątki miliardów euro. Gdyby Berlin chciał się od tych powiązań uwolnić i zbudować gospodarkę ukierunkowaną na kraje spoza Europy, musiałby wrócić do marki. Byłaby ona zapewne znacznie silniejsza niż euro, a to utrudniałoby Niemcom taki rozwój, jakiego doświadczały w ramach eurolandu. Mówię „utrudniałoby", a nie „uniemożliwiałoby", bo słabe euro to niejedyne źródło sukcesu gospodarczego Niemiec.
To sugeruje, że Niemcom nie opłaca się szybko gasić kryzysu, skoro prowadzi on do deprecjacji euro, ale jednocześnie nie mogą pozwolić na rozpad eurolandu.